sobota, 4 stycznia 2014

"Z piekła do raju": Rozdział IV: "Złamana obietnica"


Witajcie,
mam nadzieję, że udało wam się przebrnąć przez poprzednie części, dlatego też  dodaję nowy rozdział. Życzę miłego czytania i czekam na uwagi.


Rozdział 4

"Złamana obietnica"



Doskonale pamiętam, że była jesień. Ze szlachetnie prezentujących się drzew, powoli pozostawały same konary, trawniki zasypiały pod złocistą pierzyną liści, a z każdym dniem, słońce było co raz niżej. We troje zbieraliśmy owoce urodzone przez jabłoń, która została zasadzona w dniu ślubu dziadków. Przekomarzaliśmy się i zakładaliśmy o to, kto zbierze szybciej przydzieloną część jabłek. Wydawałoby się, że dostąpiliśmy sielanki, której w tych czasach naprawdę brakowało.
-No ja skończyłem, a Ty ? -Olek zaśmiał się szyderczo.
-Oszukujesz, tam przeoczyłeś ! Ciociu, szybko, pomóż mi sięgnąć tamto ! -krzyczałam zanosząc się śmiechem.
-Mała oszustka! -ściągnął mnie z drabiny i przewiesił sobie przez ramię. -Utopię ją w jeziorze, zaraz wrócę, Gabrysiu !
-Tylko, żeby się nie przeziębiła ! -uwielbiałam jej troskę - Alex chciał mnie zabić, a ona martwiła się o moje zdrowie.
Rzucił mnie na całą górę liści, otrzepał ręce i wrócił do Cioci, po czym pocałował ją namiętnie. Gra ich ust napawała takimi emocjami, jak sztuka teatralna wystawiana przez najlepszych aktorów. Przyglądając się im odczuwało się spotęgowaną potrzebę miłości. Byli niczym Wenus i Kupidyn, Eros i Afrodyta. Szkoda było patrzeć, gdy igraszki ich dusz ustawały.
-Zrobione.
Nim wydostałam się z suchych fragmentów roślin, na ulicy podniosła się wrzawa. Czym prędzej pobiegłam do mojej opiekunki, ale i tam zastałam coś, czego się nie spodziewałam.
W ogrodzie znajdowało się kilkunastu żołnierzy, trzymających w rękach karabiny. Gabriela pobladła, a gdy ujęłam Jej dłoń, czułam jak drży. Zacisnęłam zęby, a moje oczy zabłyszczały od łez. Ale Tata obiecał, że nic nam się nie stanie. Musiałam to wszystko wyjaśnić, przecież nie mogli nas zabić !
-To jakaś pomyłka, ja nazywam się Klara Schiller, ja jestem córką…
-Cicho ! Wiem kim jesteś, nie jestem głupi. O, a kogo my tu mamy… -przytknął lufę do szyi Alexandra i podniósł ją w taki sposób, żeby głowa mężczyzny podążyła za jego ruchem. Gaba drgnęła. -Alexander von Spritz, nasz oficer. Cholerny zdrajca ! Zabić go !
-Nie ! Błagam, nie ! -Gabriela rzuciła się w stronę ukochanego, jednak ograniczyłam Jej swobodę i możliwość zmiany położenia, przez kurczowe trzymanie Jej dłoni.
Nie mogłam nic wydusić, stałam jak wryta i znów chciałam zniknąć. Przecież to wszystko nie mogło dziać się naprawdę. Miałam wrażenie, że robię się zupełnie malutka, wręcz niewidzialna, dokładnie tak jak wtedy, gdy straciłam Marcelę. Usłyszałam strzały i modliłam się, żeby nie trafiły nikogo. Bałam się spojrzeć na moich bliskich. Ciocia była cała, ale Alex… Upadł na ziemię, chwytając dłonią klatki piersiowej, podziurawionej jak sitko. Na nadgarstkach poczułam silny ucisk, ktoś pociągnął mnie i prowadził w nieznanym kierunku. Już się nie bałam, to nie było prawdziwe, to tylko jakiś chory sen, z którego muszę się obudzić jak najszybciej - myślałam.
-Alexander… -szepnęłam.
Spojrzałam na zanoszącą się płaczem Gabrielę, tak bardzo cierpiała… Znów straciła kogoś, kogo kochała, byłyśmy zupełnie same. Pozbawiono ją połówki duszy, a bez niej, była półmartwa. Dwie kobiety siłą wrzucone do jakiejś ciemnej furgonetki. Dopiero teraz wszystko zaczynało do mnie docierać, wywołując jedną jedyną łzę, która obmywała mój zupełnie blady policzek. Alex nie żył przeze mnie ! To ja wciągnęłam go w to wszystko, to ja poprosiłam go o pomoc w odzyskaniu Cioci, to ja ściągnęłam go do naszego domu ! Gdyby nie on… Nawet nie chcę o tym myśleć !
-Dlaczego ? -szepnęłam w stronę jednego z pilnujących nas żołnierzy.
-Córka zdrajcy i jeszcze pyta ! Bezczelna ! -dostałam w twarz.
Upadłam, a następnie siłą zostałam posadzona na siedzeniu. W jednej chwili znalazłyśmy się na Pawiaku. Był to obskurny budynek, który już kiedyś odwiedzałam, ale tym razem miałam być więźniem. Kto wie, może to tu miałam zginąć?
-Twarzą do ściany, już ! -ktoś wrzasnął, wprawiając mnie w obłęd.
Po chwili zostałyśmy zabrane do kancelarii. Po drodze kazano nam podać wszystkie dane personalne oraz pozbawiono nas wszystkiego, co mogło mieć jakąkolwiek wartość - pieniądze, zegarki, pióra. Następnie kwarantanna. Włosy na zero.
-Błagam, tylko nie włosy, błagam ! -zaczęłam płakać. Sama nie wiedziałam co robię, chciałam mówić cokolwiek, lać wodę, żeby tylko patrzyli na nas nieco łaskawiej.
-Kochanie, pozwól, tak trzeba. -Ciocia przytuliła mnie, ale nie zdało się to na nic. Nie była już sobą. Oczy straciły blask, skóra momentalnie stała się blada, a serce… Pozostał tylko mięsień, który pompował krew wolniej niż dotychczas.
-Dobrze, idźcie. -Niemiec przewrócił oczyma i kazał nam iść dalej.
Dalej łaźnia. Zimny prysznic, dezynfekcja, zniszczone ubrania. Do końca dnia siedziałyśmy na betonowej podłodze w celi zwanej Serbią. Była ona ciemna i mroczna, a przede wszystkim zimna.   Oparłam głowę o ramię Gabryni, a Ona objęła mnie.
-Ciociu, boję się… -szepnęłam.
-Cicho tam ! -do celi wpadł wachmajster, złapał mnie za włosy i cisnął o ziemię. Następnie kopnął mnie kilkakrotnie i wyszedł. -Nauczy się gówniara kultury !
Gabriela zasłoniła oczy. Wiem, że chciała mi pomóc, ale bała się. Raz już tu była, wiedziała co mogło ją spotkać. Wstałam po chwili i znów usiadłam obok niej.
-Przepraszam… -szepnęła, a ja skinęła leciutko głową. Przytuliłam się z nadzieją, że to złagodzi ból choć odrobinę.
Przed moimi oczyma stanęła ta sama kobieta, którą widziałam prawie rok temu, Berta. To ona próbowała przeszkodzić mi w zabraniu Cioci. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się złośliwie. Już od samego początku wiedziałam, że to będzie koniec. Zamorduje mnie gołymi rękami, bez krzty litości. Coś kilkakrotnie tknęło mojej dłoni. Znajdowało się na niej kilkanaście małych robaczków. Wrzasnęłam jak oparzona. To była pierwsza szansa na skatowanie mnie przez Bertę.
-I czego się drzesz ?! -podeszła do mnie i kilkakrotnie uderzyła pejczem.
Teraz byłam pewna. TO KONIEC.
Nadszedł dzień przesłuchania. Nie miałam pojęcia, czego mogą chcieć ode mnie - 14-letniej dziewczyny, która o niczym nie wie. Nigdy nie wtrącałam się w sprawy Ojca, bo niby po co miałabym to robić ? Żeby ogarniał mnie jeszcze gorszy wstyd?
Zostałyśmy przewiezione na Szucha. Czekałyśmy na wywołanie naszych nazwisk na korytarzu. Nie wiedziałam co mnie czeka. Budziło to we mnie niepokój - byłam pewna, że nie jest to nic dobrego. Spojrzałam w stronę drzwi, co okazało się błędem. Byłyśmy pilnowane przez dwóch strażników, którzy od razu po zauważeniu mojego wykroczenia, podeszli do mnie i kazali robić “żabki”*. Za każdym nieudanym podskokiem byłam bita. To nic, to nic, wszystko zaraz się skończy - powtarzałam w myślach.
-Klara Schiller ! -ktoś krzyknął, a ja zadrżałam.
Dopiero teraz zostałam skuta kajdankami.  Dwóch osiłków, trzymając za ramiona, wprowadziło mnie do gabinetu. Za biurkiem siedział wysoki blondyn o urodzie nieco podobnej do Aleksandra. Był typowym Arianinem. Zostałam posadzona na krześle. Oficer zbliżył się do mnie i spojrzał prosto w oczy.
-Rozkujcie ją. Co może zrobić nam taka drobna nastolatka ?
-Ale otrzymaliśmy rozkaz, żeby...
-Idioci ! Teraz macie inny rozkaz, macie wykonać go natychmiast i wyjść ! Won ! -usiadł na biurku i kiwnął głową. -To co, powiesz mi co za przekręty robił Twój Ojciec ?
-Kiedy ja naprawdę nie wiem. Nigdy mnie to nie interesowało. - odpowiedziałam szczerze.
-Kto przychodził do waszego domu ? -pytał dalej.
-Różni ludzie. Nie znam ich nazwisk.
-Lepiej przypomnij je sobie. O czym rozmawiali ?
-Nie wiem, nie mam w zwyczaju podsłuchiwać.
-Kłamiesz ! O czym gadali ? Jeśli nie powiesz, to skończymy tą miłą pogawędkę, a zaczniemy przesłuchanie. -zagroził.
-Kiedy ja naprawdę nie wiem, przysięgam.
Wplótł dłoń w moje włosy i odciągnął je wraz z całą głową do tyłu. Syknęłam z bólu.
-O czym rozmawiali  ? - wycedził.
-Mówiłam, że nie wiem.
-Łżesz ! -uderzył mnie w policzek.
Schyliłam głowę, aby ukryć łzy, piętrzące się w moich oczach. Mogłam kłamać, ale jeśli odkryli by to, zostałabym skazana na karę śmierci. Oficer obszedł biurko dookoła i uderzył dłonią w blat, przychylając się jednocześnie w moją stronę.
-Może zaczniesz sypać w Auschwitz. Zabrać ją ! -krzyknął, a chwilę później w pomieszczeniu pojawili się żołnierze.
Momentalnie skuli mnie z powrotem i trzymając zza nadgarstki zaprowadzili do "budy".
-Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna... -zaczęłam głośno. -Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za Nami grzesznymi. -dostałam w twarz, ale potrzebowałam pomocy, więc kontynuowałam, mimo wszystko. -Teraz i w godzinę śmierci naszej, amen... -wyszeptałam.
Obawiałam się, że mówił prawdę i naprawdę zostanę wywieziona do Oświęcimia. Nigdy nie pomyślałabym, że tak bardzo ucieszę się na widok warszawskiego więzienia. Wróciłam do swojej starej celi. Zimnej, brudnej i mrocznej. Kryjącej mnóstwo ludzkich łez, krwi i kropli potu. Czekała na mnie blaszana miska wypełniona wodą i pajda czerstwego chleba. Widziałam jak ciężarna kobieta przebywająca w tej samej celi patrzy na mój posiłek. Wstałam i podałam jej jedzenie.
-Proszę, Pani potrzebuje tego bardziej niż ja. -uśmiechnęłam się do niej serdecznie.
Popatrzyła na mnie nieufnie. Sądzę, że wiedziała, być może tylko podejrzewała kim jestem. W pewnym momencie przełamała się i wzięła mój podarunek.
- A Ty ? Nie będziesz głodna ? -spytała troskliwe.
-Nie, jestem po przesłuchaniu, niczego dzisiaj nie tknę.
Wróciłam na miejsce i położyłam się, z nadzieją, że to wszystko za moment się skończy.
*żabki -  ćwiczenie gimnastyczne, polegające na obunożnym podskoku z pozycji kucznej do wyprostowanej. Wykonywane wielokrotnie przypomina sposób poruszania się żaby na lądzie. (Źródło: pl.wikipedia.org)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie zapraszam do komentowania, nawet jeśli ma być to krytyka. Każdą wskazówkę, poprawkę biorę sobie do serca, co pozwala być co raz lepszą w tym, czym się zajmuję. Ty także możesz mi pomóc.