wtorek, 24 grudnia 2013

"Z piekła do raju": Rozdział III "Powrót do przeszłości"

Dobry wieczór,
tak jak obiecałam, wrzucam kolejną część. Poza tym, chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia. Zatem życzę Wam zdrowych, wesołych świąt Bożego Narodzenia spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze, bogatego Mikołaja, spełnienia tych najskrytszych marzeń, które skrzętnie ukrywacie na dnie serca i umysłu, miłości, której tak bardzo potrzebujemy i mnóstwa, mnóstwa szczęścia. Wszystkim twórcom, czytających tego bloga życzę niewyczerpującej się weny, bo doskonale wiem, jak tego potrzebujemy ;). 
Niestety, mam także niezbyt ciekawą wiadomość - kolejnego rozdziiału możecie spodziewać się dopiero za ok. 2 tygodnie, aczkolwiek, może pojawić się wcześniej :)

Ściskam cieplutko,

Olienne



Rozdział 3
"Powrót do przeszłości"


W ostatnim czasie, często dopadało mnie pytanie, jak to będzie po wojnie ? Kto będzie górą, Polacy czy Niemcy ? Do tej pory to Cynthia, która stała po stronie Niemców, równała Gabrysię z ziemią, a ta pokornie znosiła obelgi. Po dzień dzisiejszy pamiętam, jak zwracała się do Cioci – nazywała ją brudną, zawszawioną Polką, złodziejskim pomiotem, mówiła, że powinna już dawno umrzeć. A ona, biedna, stała ze spuszczoną głową i brała to wszystko „na klatę”. Zadziwiała mnie każdego dnia – nigdy nie spotkałam osoby tak spokojnej, cichej, a jednocześnie mającej w sobie tyle samozaparcia i dobroci. Była równana z błotem, ale wiedziała, że zaraz może wrócić do obozu. Nie chciała tego, dlatego była w stanie znieść wszystkie słowa Cynthii.
-Gabriela, musimy porozmawiać. Zapraszam do gabinetu. -Ojciec zabrał Ją do siebie. Bałam się, ponieważ nigdy nie potrafiłam przewidzieć Jego reakcji. Chciałam wiedzieć co się będzie działo za drzwiami. Kiedy zniknęli za nimi, stanęłam jak najbliżej, żeby cokolwiek usłyszeć. W głębi duszy modliłam się, żeby nie odesłał Jej do Auschwitz.
-Nikt nas nie słyszy, więc możemy porozmawiać w normalny sposób. -usłyszałam szurnięcie krzesła. -Chcę, żebyś zabrała Klarę i wyprowadziła się razem z nią.
-Gdzie mamy iść ? Zabraliście mi wszystko, mieszkanie w kamienicy, dwór po rodzicach, co jeszcze ?
-Gabrysiu, usiądź, proszę. Oddam wam dwór, będziesz mogła ściągnąć Juliana.
-Dobrze, ale obiecaj mi, że będziemy bezpieczni.
-Obiecuję.
-A skąd mamy wziąć pieniądze ? Przecież z czegoś muszę wykarmić to biedne dziecko...
-Będę utrzymywał was obie.
-Dobrze, spakujemy się i jeszcze dziś możemy jechać. -po pokoju rozległy się kroki. Biegiem udałam się do kuchni – o mało nie zostałam przyłapana na gorącym uczynku.
Po chwili, oni także znaleźli się w tym pomieszczeniu. Ciocia usiadła na krześle obok i objęła mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się do niej, udając, że nie wiem o co chodzi.
-Kochanie, mamy dla Ciebie propozycję. -ona także rozpromieniała. -Tata zgodził się, żebyśmy zamieszkały w dworku Twoich dziadków, zgadzasz się ?
Popatrzyłam na Ojca, który skinieniem głowy dał mi znać, że nie niesie to żadnych konsekwencji i powinnam przystać na ten pomysł.
Pokiwałam głową i roześmiałam się. Wstałam od stołu, podeszłam do Taty i mocno go przytuliłam.
-Dziękuję. -szepnęłam.
-Nie ma za co. Mam nadzieję, że czasem mnie odwiedzisz, a teraz leć i pakuj się, bo wieczorem jedziecie. -odsunął się ode mnie. Był jakby mniej oschły niż zwykle, ale jednak wciąż miałam wrażenie, że się mną po prostu brzydzi.
W niesamowicie szybkim tempie spakowałam wszystkie swoje rzeczy i już przed obiadem byłam gotowa. Siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się wyjazdu. Zabrałam wszystkie rzeczy Mamy i Marceli, ponieważ wiedziałam, że Tata nie chce ich widzieć.
W końcu nadszedł czas rozstania, który ja nazywałam „zbawieniem XX-wiecznym”. Najbardziej będzie mi brakowało chyba Brygidy i Helgi, która mimo wszystko nie była taka zła. Dziewczynka była zupełnie inna niż Jej matka – lubiła przyjść do mnie, przytulić się, czasami przyniosła nawet rysunek czy bukiecik. Na koniec popłakała się, że odchodzę od nich. Martin trzymał się nieco lepiej, choć Jego oczy też były zaszklone łzami. Tylko Cynthia i Roxana nie zeszły do nas. Jakoś nie czułam z tego powodu przykrości.
Przyjechał po nas Spritz. Wpakował bagaże do samochodu i zabrał nas do nowego domu. Znowu mijaliśmy getto – widziałam dzieci, które biły się o jabłko. Tylko fartem nie było mnie wśród nich – przecież nikt nie decyduje czyim dzieckiem będzie, jakiej płci czy narodowości... Tyle pięknych kamienic stało się ruinami, tyle ludzkich dusz opuściło ciała, tyle małych dzieci straciło rodziców, a moim największym problemem jeszcze sprzed chwili było to, że nie mogłam być blisko Gabrysi.
-Wiesz, Marcelinko, chciałabym być taka jak Ty, gdy dorosnę. -dziewczynka uśmiechnęła się. -Jesteś już prawie dorosła i nie boisz się chodzić wieczorem do lasu ! -starsze dziecko zareagowało śmiechem.
-Klepiesz dyrdymały, Klarciu. Narysuj dla Mamy coś ładnego, a ja poczytam w tym czasie książkę, dobrze ? -5-latka pobiegła do stołu i już po chwili tworzyła dzieło, które musiało spodobać się tej najważniejszej kobiecie.”

Kiedy ujrzałam dworek, wszystkie wspomnienia zaczęły wracać. Widziałam dziadków stojących na werandzie, którzy zawsze machali nam na pożegnanie, w ogrodzie biegającą Marcelę, która znów robiła bukiet dla Mamy, a ta znów myła okna. Mimo, że zatrzymaliśmy się parę minut temu, nie wysiadałam. Miałam wrażenie, jakby moje ciało było sparaliżowane. Ciocia także nie garnęła się do wyjścia. Spojrzała to na mnie, to na Aleksandra i w końcu otworzyła drzwi auta.
-Chodź, kochanie. Czas przywitać się z naszym rodzinnym domem. -uśmiechnęła się i wysiadła.
Idąc w jej ślady, zrobiłam to samo i chwyciłam część bagaży. Gabrysi trzęsły się ręce, nie mogła otworzyć zamka, a kiedy już Jej się udało, zatrzymała się przed drzwiami i przymknęła oczy, spuszczając głowę.
-Zapraszam. -szepnęła.
Wydaje mi się, że bała się widoku, który mogła zastać wewnątrz budynku. I miała czego. Meble były poprzewracane, szuflady i szafki przegrzebane do samego dna, a na podłodze można było znaleźć dosłownie wszystko.
-Gabrysiu, chciałbym zostać dzisiaj z wami, pomóc posprzątać, na pewno przyda Wam się męska ręka. -zaproponował Alex.
-Chętnie skorzystałabym, ale co na to Twoja rodzina ? -Gabriela podniosła pierwszy fotel i otworzyła szeroko okno.
-Moje co ? Starzy kawalerzy chyba nie mają rodziny, o ile się nie mylę. -zażartował.
-W takim razie zapraszam, mieszkaliśmy tu kiedyś w sześcioro, czasami nawet dziesięcioro, więc dla trójki, miejsca jest pod dostatkiem. -uśmiechnęła się serdecznie.
-To ja sprawdzę najpierw, czy wszędzie działa światło, noc już za pasem.
Razem z Ciocią popodnosiłyśmy lżejsze meble i poukładałyśmy w szufladach. Alexander pomógł nam z cięższymi rzeczami i, jako najwyższy z nas, powiesił firanki. W życiu nie widziałam, żeby trzy osoby w tak krótkim czasie posprzątały w takim tempie. Wieczorem odgrzaliśmy kolację, którą przygotowała dla nas Brigitte i usiedliśmy w salonie, zapalając tylko niewielką lampkę. Doskonale widziałam, jak bardzo dumna jest Ciocia, mogąc zamieszkać znów w swoim starym domu. Tymbardziej, że pierwszy raz od dawna była u siebie, a my byliśmy Jej pierwszymi gośćmi. Nim zdążyliśmy się obejrzeć, wieczór po prostu uciekł. Nastała ciemność, rozświetlana tylko mrugającymi gwiazdami i pięknym rogalem księżyca. Wszystko zaczęło wracać - znów czułam zapach ciasta, pieczonego lata temu przez babcię, który mieszał się z zapachem fajki Jej męża, słyszałam śpiewane przez Mamę kołysanki oraz nasze sprzeciwy “Nie, Mamuś, jeszcze chwilkę !”. Boże, znów czuję ten zapach jabłek zapiekanych z rodzynkami. Wszystko wraca, tylko Oni nigdy nie będą już ze mną.
-Dobra, kochani, kąpać się i spać. Ja w tym czasie pozmywam. -znikła za drzwiami kuchni.
Długo leżałam w łóżku, nie mogąc zasnąć. Powinnam cieszyć się chwilą, ale nie - coś mnie niepokoiło, sprawiało, że znów się bałam. W pewnym momencie odpłynęłam.
    Las, po środku niego jezioro. Siedzimy z Mamą, Marcelą i Ciocią, pleciemy wianki. Słychać śpiew ptaków, czuć słodki zapach kwiatów, tak, jest lato. W pewnym momencie Marcelina wstaje i pokazuje palcem na jezioro i otaczające je kwiaty.
-Mamuś, zobacz jaki piękny kwiatek, mogę go zerwać ? -po uzyskaniu zgody, dziewczynka wydaje się być wniebowzięta. Podchodzi do brzegu jeziora i zrywa rośliny. Pod nieuwagę obu kobiet zamacza w wodzie najpierw stopy, potem kolana i wchodzi co raz głębiej, aż znajduje się przy upatrzonej roślinie. Dzieli ją tylko jeden mały krok. Czemu miałaby go nie wykonać ? Wysuwa stopę do przodu, trzyma w dłoni łodygę, wystarczy pociągnąć. Tak też robi. I to jest najgorszy błąd jaki popełnia w swoim krótkim życiu. Nagle znika pod szklaną powierzchnią wody, krzycząc w niebogłosy. Mama chce ją ratować, wyciąga Ją na brzeg, Ciocia rozpoczyna reanimację. Wszystko dzieje się tak szybko, a ja nie mogę wydusić z siebie ani słowa, coś mnie ogranicza. Nagły paraliż. Słyszę krzyk, ktoś zanosi się płaczem, a ja dalej siedzę i patrzę jak skamieniała. Znów mam 5 lat, znów nic ode mnie nie zależy, znów tracę siostrę. To jeden z tych momentów, kiedy chcę stać się zupełnie malutka, niewidzialna. Zamykam oczy i znikam.
Budzę się. Jestem cała spocona, przerażona, znów nie mogę nic wydusić. Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Chcę płakać, ale jakby ktoś zatkał mi usta. Znów tylko egzystuję. Mamo, wróć i zabierz mnie ze sobą. Boję się… Patrzę w okno, jutrzenka. Spokojnie, jesteś w domu, nic Ci nie grozi - powtarzam sobie w myślach. Przewracam się z boku na bok, ale wiem, że już nie zasnę to pewne. Wstaję i podchodzę do okna. Nie chcę tam patrzeć, nie wiem co zobaczę. I widzę coś, czego nigdy więcej nie zobaczę w rzeczywistości. Marcela, moja Marcela szaleje z Mamą, a ja siedzę na ławeczce otulona kocem. Tak, pamiętam. Byłam wtedy bardzo chora, ale za nic nie chciałam siedzieć w domu. Dołącza do nich Julek, a Ciocia siada obok mnie. Czyjś głos wyrywa mnie z zamyślenia. Już nic nie ma, tylko znów ten zaniedbany, zarośnięty klomb, o który nikt nie dba od kilku lat.
-Nie śpisz ? -Ciocia. Miałam nadzieję, że to będzie ktoś inny, ktoś, kogo widziałam przed chwilą za oknem, ale to nic. To nic…
-Nie, nie mogłam już usnąć. -przymknęłam oczy. Przecież nie mogłam pokazać Jej, że Mama ciągle tu jest, bo to nieprawda. To tylko moje głupie złudzenie, które musi natychmiast zniknąć.
Chyba widziała, że coś jest nie tak, bo wyszła bez słowa. Dobrze, że czasami rozumiałyśmy się bez słów.
Ubrałam się i zeszłam na dół. Chciałam tylko przestać myśleć o tym, co zdarzyło się przed chwilą. Przecież to nie była prawda, to tylko moja szalona wyobraźnia, która tak często mnie zwodzi. Poszłam do kuchni. Wiedziałam, że muszę wyjaśnić to wszystko Cioci, a to było miejsce, gdzie najszybciej mogłam ją znaleźć. Weszłam do środka i podeszłam bezpośrednio do niej. Przytuliłam ją mocno. Teraz wiem, że była zaskoczona moim zachowaniem, ale odwzajemniła mój uścisk. Nie powiedziałam zupełnie nic. Nie musiałam.
-Nie bój się, to jest nasze miejsce na Ziemi i nikt nam go nie odbierze. -szepnęła.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nieprawda, słodkie kłamstwo, które trzymało ją przy zdrowych zmysłach. Ale chciała w to wierzyć i prawie nic nie mogło zmienić Jej zdania.

Kolejne dni upływały mi wręcz upojnie - było bardzo ciepło, nie miałam tu guwernantki - Jej rolę pełniła Ciocia i muszę powiedzieć, że robiła to o niebo lepiej niż kobieta, ucząca mnie u Taty. Od czasu do czasu wpadała do nas Gloria - czasami żartowałyśmy, że powinna u nas zamieszkać, jednak Ona nawet nie chciała o tym myśleć. Szczerze mówiąc, tęskniłam za nią, więc po lekcji, nie wypuszczałam Jej bez wypicia z nami herbaty. Alexander też odwiedzał nas często. Czasami wydawało mi się, że coś czuje do Cioci, ale boi się do tego przyznać. Z perspektywy czasu widzę, że w Jej brzuchu także fruwało pełno motyli. Jej mąż zginął kilkanaście lat temu, od tego czasu przebywała głównie w towarzystwie kobiet. Potrzebowała kogoś, kto kochałby ją bezgranicznie, tak jak kiedyś Wujek. Zdarzyło mi się być świadkiem sytuacji, której nie powstydziłby się ani Tristan ani Izolda.
Był wieczór, w radio leciał kolejny walc, a Oni siedzieli w salonie. Rozmawiali o czymś, co chwilę wybuchali salwami śmiechu.
-No proszę Cię, zróbmy to jak za dawnych lat ! -Aleksander próbował namówić Gabrysię.
-Nie, doskonale wiesz, że długo tego nie robiłam. Chcesz, żebym się rozleciała ? Jestem zardzewiała ! -pierwszy raz od dawna widziałam, żeby była w tak wyśmienitym humorze.
-Ja Cię poprowadzę, chodź. -podał Jej dłoń, pomagając tym samym wstać z krzesła.
Lewą dłoń położył na Jej talii, a prawą ujął jej rękę. Po chwili jej chude palce prawej dłoni spoczywały na Jego ramieniu. Przycisnął Jej ciało do swojego i spojrzał w oczy. Biło od nich uczucie gorące i namiętne. Ruszyli w takt muzyki, wykonując pewną kombinację ruchów. Zachowywali się, jakby byli w transie. Każde oddalenie od siebie sprawiało, że splatali się z powrotem jeszcze szybciej. Jeszcze mocniej, z jeszcze większą siłą. Z każdą sekundą ich dusze znikały z tego świata i przechodziły do jakiejś mistycznej przestrzeni, gdzie byli tylko Oni. Nie odzywali się ani słowem, nie zwracali uwagi na nic. Kiedy skończyła się muzyka, Gabriela przywarła do ciała oficera, a po Jej policzkach, spłynęła pojedyncza łza, wywołana wspomnieniem przeszłości.
-Tyle lat na Ciebie czekałam… -szepnęła, a mężczyzna pocałował ją w czubek głowy i objął, dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
Całą sytuację obserwowałam z korytarza, nie chcąc niszczyć tak pięknej chwili. W pewnym momencie Aleksander dostrzegł mnie, a ja natychmiast się wycofałam. Uśmiechnął się widząc moje zachowanie i szepnął coś do Gabrysi.

"Verweile doch! Du bist so schön!" *

*Z niemieckiego - “Chwilo trwaj ! Jesteś piękna!” ~”Faust” J.W. Goethe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie zapraszam do komentowania, nawet jeśli ma być to krytyka. Każdą wskazówkę, poprawkę biorę sobie do serca, co pozwala być co raz lepszą w tym, czym się zajmuję. Ty także możesz mi pomóc.