wtorek, 24 grudnia 2013

"Z piekła do raju": Rozdział III "Powrót do przeszłości"

Dobry wieczór,
tak jak obiecałam, wrzucam kolejną część. Poza tym, chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia. Zatem życzę Wam zdrowych, wesołych świąt Bożego Narodzenia spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze, bogatego Mikołaja, spełnienia tych najskrytszych marzeń, które skrzętnie ukrywacie na dnie serca i umysłu, miłości, której tak bardzo potrzebujemy i mnóstwa, mnóstwa szczęścia. Wszystkim twórcom, czytających tego bloga życzę niewyczerpującej się weny, bo doskonale wiem, jak tego potrzebujemy ;). 
Niestety, mam także niezbyt ciekawą wiadomość - kolejnego rozdziiału możecie spodziewać się dopiero za ok. 2 tygodnie, aczkolwiek, może pojawić się wcześniej :)

Ściskam cieplutko,

Olienne



Rozdział 3
"Powrót do przeszłości"


W ostatnim czasie, często dopadało mnie pytanie, jak to będzie po wojnie ? Kto będzie górą, Polacy czy Niemcy ? Do tej pory to Cynthia, która stała po stronie Niemców, równała Gabrysię z ziemią, a ta pokornie znosiła obelgi. Po dzień dzisiejszy pamiętam, jak zwracała się do Cioci – nazywała ją brudną, zawszawioną Polką, złodziejskim pomiotem, mówiła, że powinna już dawno umrzeć. A ona, biedna, stała ze spuszczoną głową i brała to wszystko „na klatę”. Zadziwiała mnie każdego dnia – nigdy nie spotkałam osoby tak spokojnej, cichej, a jednocześnie mającej w sobie tyle samozaparcia i dobroci. Była równana z błotem, ale wiedziała, że zaraz może wrócić do obozu. Nie chciała tego, dlatego była w stanie znieść wszystkie słowa Cynthii.
-Gabriela, musimy porozmawiać. Zapraszam do gabinetu. -Ojciec zabrał Ją do siebie. Bałam się, ponieważ nigdy nie potrafiłam przewidzieć Jego reakcji. Chciałam wiedzieć co się będzie działo za drzwiami. Kiedy zniknęli za nimi, stanęłam jak najbliżej, żeby cokolwiek usłyszeć. W głębi duszy modliłam się, żeby nie odesłał Jej do Auschwitz.
-Nikt nas nie słyszy, więc możemy porozmawiać w normalny sposób. -usłyszałam szurnięcie krzesła. -Chcę, żebyś zabrała Klarę i wyprowadziła się razem z nią.
-Gdzie mamy iść ? Zabraliście mi wszystko, mieszkanie w kamienicy, dwór po rodzicach, co jeszcze ?
-Gabrysiu, usiądź, proszę. Oddam wam dwór, będziesz mogła ściągnąć Juliana.
-Dobrze, ale obiecaj mi, że będziemy bezpieczni.
-Obiecuję.
-A skąd mamy wziąć pieniądze ? Przecież z czegoś muszę wykarmić to biedne dziecko...
-Będę utrzymywał was obie.
-Dobrze, spakujemy się i jeszcze dziś możemy jechać. -po pokoju rozległy się kroki. Biegiem udałam się do kuchni – o mało nie zostałam przyłapana na gorącym uczynku.
Po chwili, oni także znaleźli się w tym pomieszczeniu. Ciocia usiadła na krześle obok i objęła mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się do niej, udając, że nie wiem o co chodzi.
-Kochanie, mamy dla Ciebie propozycję. -ona także rozpromieniała. -Tata zgodził się, żebyśmy zamieszkały w dworku Twoich dziadków, zgadzasz się ?
Popatrzyłam na Ojca, który skinieniem głowy dał mi znać, że nie niesie to żadnych konsekwencji i powinnam przystać na ten pomysł.
Pokiwałam głową i roześmiałam się. Wstałam od stołu, podeszłam do Taty i mocno go przytuliłam.
-Dziękuję. -szepnęłam.
-Nie ma za co. Mam nadzieję, że czasem mnie odwiedzisz, a teraz leć i pakuj się, bo wieczorem jedziecie. -odsunął się ode mnie. Był jakby mniej oschły niż zwykle, ale jednak wciąż miałam wrażenie, że się mną po prostu brzydzi.
W niesamowicie szybkim tempie spakowałam wszystkie swoje rzeczy i już przed obiadem byłam gotowa. Siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się wyjazdu. Zabrałam wszystkie rzeczy Mamy i Marceli, ponieważ wiedziałam, że Tata nie chce ich widzieć.
W końcu nadszedł czas rozstania, który ja nazywałam „zbawieniem XX-wiecznym”. Najbardziej będzie mi brakowało chyba Brygidy i Helgi, która mimo wszystko nie była taka zła. Dziewczynka była zupełnie inna niż Jej matka – lubiła przyjść do mnie, przytulić się, czasami przyniosła nawet rysunek czy bukiecik. Na koniec popłakała się, że odchodzę od nich. Martin trzymał się nieco lepiej, choć Jego oczy też były zaszklone łzami. Tylko Cynthia i Roxana nie zeszły do nas. Jakoś nie czułam z tego powodu przykrości.
Przyjechał po nas Spritz. Wpakował bagaże do samochodu i zabrał nas do nowego domu. Znowu mijaliśmy getto – widziałam dzieci, które biły się o jabłko. Tylko fartem nie było mnie wśród nich – przecież nikt nie decyduje czyim dzieckiem będzie, jakiej płci czy narodowości... Tyle pięknych kamienic stało się ruinami, tyle ludzkich dusz opuściło ciała, tyle małych dzieci straciło rodziców, a moim największym problemem jeszcze sprzed chwili było to, że nie mogłam być blisko Gabrysi.
-Wiesz, Marcelinko, chciałabym być taka jak Ty, gdy dorosnę. -dziewczynka uśmiechnęła się. -Jesteś już prawie dorosła i nie boisz się chodzić wieczorem do lasu ! -starsze dziecko zareagowało śmiechem.
-Klepiesz dyrdymały, Klarciu. Narysuj dla Mamy coś ładnego, a ja poczytam w tym czasie książkę, dobrze ? -5-latka pobiegła do stołu i już po chwili tworzyła dzieło, które musiało spodobać się tej najważniejszej kobiecie.”

Kiedy ujrzałam dworek, wszystkie wspomnienia zaczęły wracać. Widziałam dziadków stojących na werandzie, którzy zawsze machali nam na pożegnanie, w ogrodzie biegającą Marcelę, która znów robiła bukiet dla Mamy, a ta znów myła okna. Mimo, że zatrzymaliśmy się parę minut temu, nie wysiadałam. Miałam wrażenie, jakby moje ciało było sparaliżowane. Ciocia także nie garnęła się do wyjścia. Spojrzała to na mnie, to na Aleksandra i w końcu otworzyła drzwi auta.
-Chodź, kochanie. Czas przywitać się z naszym rodzinnym domem. -uśmiechnęła się i wysiadła.
Idąc w jej ślady, zrobiłam to samo i chwyciłam część bagaży. Gabrysi trzęsły się ręce, nie mogła otworzyć zamka, a kiedy już Jej się udało, zatrzymała się przed drzwiami i przymknęła oczy, spuszczając głowę.
-Zapraszam. -szepnęła.
Wydaje mi się, że bała się widoku, który mogła zastać wewnątrz budynku. I miała czego. Meble były poprzewracane, szuflady i szafki przegrzebane do samego dna, a na podłodze można było znaleźć dosłownie wszystko.
-Gabrysiu, chciałbym zostać dzisiaj z wami, pomóc posprzątać, na pewno przyda Wam się męska ręka. -zaproponował Alex.
-Chętnie skorzystałabym, ale co na to Twoja rodzina ? -Gabriela podniosła pierwszy fotel i otworzyła szeroko okno.
-Moje co ? Starzy kawalerzy chyba nie mają rodziny, o ile się nie mylę. -zażartował.
-W takim razie zapraszam, mieszkaliśmy tu kiedyś w sześcioro, czasami nawet dziesięcioro, więc dla trójki, miejsca jest pod dostatkiem. -uśmiechnęła się serdecznie.
-To ja sprawdzę najpierw, czy wszędzie działa światło, noc już za pasem.
Razem z Ciocią popodnosiłyśmy lżejsze meble i poukładałyśmy w szufladach. Alexander pomógł nam z cięższymi rzeczami i, jako najwyższy z nas, powiesił firanki. W życiu nie widziałam, żeby trzy osoby w tak krótkim czasie posprzątały w takim tempie. Wieczorem odgrzaliśmy kolację, którą przygotowała dla nas Brigitte i usiedliśmy w salonie, zapalając tylko niewielką lampkę. Doskonale widziałam, jak bardzo dumna jest Ciocia, mogąc zamieszkać znów w swoim starym domu. Tymbardziej, że pierwszy raz od dawna była u siebie, a my byliśmy Jej pierwszymi gośćmi. Nim zdążyliśmy się obejrzeć, wieczór po prostu uciekł. Nastała ciemność, rozświetlana tylko mrugającymi gwiazdami i pięknym rogalem księżyca. Wszystko zaczęło wracać - znów czułam zapach ciasta, pieczonego lata temu przez babcię, który mieszał się z zapachem fajki Jej męża, słyszałam śpiewane przez Mamę kołysanki oraz nasze sprzeciwy “Nie, Mamuś, jeszcze chwilkę !”. Boże, znów czuję ten zapach jabłek zapiekanych z rodzynkami. Wszystko wraca, tylko Oni nigdy nie będą już ze mną.
-Dobra, kochani, kąpać się i spać. Ja w tym czasie pozmywam. -znikła za drzwiami kuchni.
Długo leżałam w łóżku, nie mogąc zasnąć. Powinnam cieszyć się chwilą, ale nie - coś mnie niepokoiło, sprawiało, że znów się bałam. W pewnym momencie odpłynęłam.
    Las, po środku niego jezioro. Siedzimy z Mamą, Marcelą i Ciocią, pleciemy wianki. Słychać śpiew ptaków, czuć słodki zapach kwiatów, tak, jest lato. W pewnym momencie Marcelina wstaje i pokazuje palcem na jezioro i otaczające je kwiaty.
-Mamuś, zobacz jaki piękny kwiatek, mogę go zerwać ? -po uzyskaniu zgody, dziewczynka wydaje się być wniebowzięta. Podchodzi do brzegu jeziora i zrywa rośliny. Pod nieuwagę obu kobiet zamacza w wodzie najpierw stopy, potem kolana i wchodzi co raz głębiej, aż znajduje się przy upatrzonej roślinie. Dzieli ją tylko jeden mały krok. Czemu miałaby go nie wykonać ? Wysuwa stopę do przodu, trzyma w dłoni łodygę, wystarczy pociągnąć. Tak też robi. I to jest najgorszy błąd jaki popełnia w swoim krótkim życiu. Nagle znika pod szklaną powierzchnią wody, krzycząc w niebogłosy. Mama chce ją ratować, wyciąga Ją na brzeg, Ciocia rozpoczyna reanimację. Wszystko dzieje się tak szybko, a ja nie mogę wydusić z siebie ani słowa, coś mnie ogranicza. Nagły paraliż. Słyszę krzyk, ktoś zanosi się płaczem, a ja dalej siedzę i patrzę jak skamieniała. Znów mam 5 lat, znów nic ode mnie nie zależy, znów tracę siostrę. To jeden z tych momentów, kiedy chcę stać się zupełnie malutka, niewidzialna. Zamykam oczy i znikam.
Budzę się. Jestem cała spocona, przerażona, znów nie mogę nic wydusić. Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Chcę płakać, ale jakby ktoś zatkał mi usta. Znów tylko egzystuję. Mamo, wróć i zabierz mnie ze sobą. Boję się… Patrzę w okno, jutrzenka. Spokojnie, jesteś w domu, nic Ci nie grozi - powtarzam sobie w myślach. Przewracam się z boku na bok, ale wiem, że już nie zasnę to pewne. Wstaję i podchodzę do okna. Nie chcę tam patrzeć, nie wiem co zobaczę. I widzę coś, czego nigdy więcej nie zobaczę w rzeczywistości. Marcela, moja Marcela szaleje z Mamą, a ja siedzę na ławeczce otulona kocem. Tak, pamiętam. Byłam wtedy bardzo chora, ale za nic nie chciałam siedzieć w domu. Dołącza do nich Julek, a Ciocia siada obok mnie. Czyjś głos wyrywa mnie z zamyślenia. Już nic nie ma, tylko znów ten zaniedbany, zarośnięty klomb, o który nikt nie dba od kilku lat.
-Nie śpisz ? -Ciocia. Miałam nadzieję, że to będzie ktoś inny, ktoś, kogo widziałam przed chwilą za oknem, ale to nic. To nic…
-Nie, nie mogłam już usnąć. -przymknęłam oczy. Przecież nie mogłam pokazać Jej, że Mama ciągle tu jest, bo to nieprawda. To tylko moje głupie złudzenie, które musi natychmiast zniknąć.
Chyba widziała, że coś jest nie tak, bo wyszła bez słowa. Dobrze, że czasami rozumiałyśmy się bez słów.
Ubrałam się i zeszłam na dół. Chciałam tylko przestać myśleć o tym, co zdarzyło się przed chwilą. Przecież to nie była prawda, to tylko moja szalona wyobraźnia, która tak często mnie zwodzi. Poszłam do kuchni. Wiedziałam, że muszę wyjaśnić to wszystko Cioci, a to było miejsce, gdzie najszybciej mogłam ją znaleźć. Weszłam do środka i podeszłam bezpośrednio do niej. Przytuliłam ją mocno. Teraz wiem, że była zaskoczona moim zachowaniem, ale odwzajemniła mój uścisk. Nie powiedziałam zupełnie nic. Nie musiałam.
-Nie bój się, to jest nasze miejsce na Ziemi i nikt nam go nie odbierze. -szepnęła.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nieprawda, słodkie kłamstwo, które trzymało ją przy zdrowych zmysłach. Ale chciała w to wierzyć i prawie nic nie mogło zmienić Jej zdania.

Kolejne dni upływały mi wręcz upojnie - było bardzo ciepło, nie miałam tu guwernantki - Jej rolę pełniła Ciocia i muszę powiedzieć, że robiła to o niebo lepiej niż kobieta, ucząca mnie u Taty. Od czasu do czasu wpadała do nas Gloria - czasami żartowałyśmy, że powinna u nas zamieszkać, jednak Ona nawet nie chciała o tym myśleć. Szczerze mówiąc, tęskniłam za nią, więc po lekcji, nie wypuszczałam Jej bez wypicia z nami herbaty. Alexander też odwiedzał nas często. Czasami wydawało mi się, że coś czuje do Cioci, ale boi się do tego przyznać. Z perspektywy czasu widzę, że w Jej brzuchu także fruwało pełno motyli. Jej mąż zginął kilkanaście lat temu, od tego czasu przebywała głównie w towarzystwie kobiet. Potrzebowała kogoś, kto kochałby ją bezgranicznie, tak jak kiedyś Wujek. Zdarzyło mi się być świadkiem sytuacji, której nie powstydziłby się ani Tristan ani Izolda.
Był wieczór, w radio leciał kolejny walc, a Oni siedzieli w salonie. Rozmawiali o czymś, co chwilę wybuchali salwami śmiechu.
-No proszę Cię, zróbmy to jak za dawnych lat ! -Aleksander próbował namówić Gabrysię.
-Nie, doskonale wiesz, że długo tego nie robiłam. Chcesz, żebym się rozleciała ? Jestem zardzewiała ! -pierwszy raz od dawna widziałam, żeby była w tak wyśmienitym humorze.
-Ja Cię poprowadzę, chodź. -podał Jej dłoń, pomagając tym samym wstać z krzesła.
Lewą dłoń położył na Jej talii, a prawą ujął jej rękę. Po chwili jej chude palce prawej dłoni spoczywały na Jego ramieniu. Przycisnął Jej ciało do swojego i spojrzał w oczy. Biło od nich uczucie gorące i namiętne. Ruszyli w takt muzyki, wykonując pewną kombinację ruchów. Zachowywali się, jakby byli w transie. Każde oddalenie od siebie sprawiało, że splatali się z powrotem jeszcze szybciej. Jeszcze mocniej, z jeszcze większą siłą. Z każdą sekundą ich dusze znikały z tego świata i przechodziły do jakiejś mistycznej przestrzeni, gdzie byli tylko Oni. Nie odzywali się ani słowem, nie zwracali uwagi na nic. Kiedy skończyła się muzyka, Gabriela przywarła do ciała oficera, a po Jej policzkach, spłynęła pojedyncza łza, wywołana wspomnieniem przeszłości.
-Tyle lat na Ciebie czekałam… -szepnęła, a mężczyzna pocałował ją w czubek głowy i objął, dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
Całą sytuację obserwowałam z korytarza, nie chcąc niszczyć tak pięknej chwili. W pewnym momencie Aleksander dostrzegł mnie, a ja natychmiast się wycofałam. Uśmiechnął się widząc moje zachowanie i szepnął coś do Gabrysi.

"Verweile doch! Du bist so schön!" *

*Z niemieckiego - “Chwilo trwaj ! Jesteś piękna!” ~”Faust” J.W. Goethe

poniedziałek, 16 grudnia 2013

"Z piekła do raju": Rozdział II: "Spotkanie"

Witajcie,
pomyślałam, że skoro mi zrobiono miłą niespodziankę i przełożono sprawdzian na połowę stycznia, ja zrobię taką samą przyjemność Wam. Do końca tygodnia jestem zupełnie wolna, więc istnieją duże szanse, że opowiadanie "ruszy z kopyta". Zapewne pojawię się bliżej świąt z życzeniami, może nawet z kolejnym rozdziałem, a tymczasem przekazuję na wasze ręce drugą część mojej historii - krótką i spokojną. Obiecuję, że w III/IV części akcja zacznie rozkręcać się na dobre. 
Trzymajcie się ciepło,
Olienne

PS Chciałabym zorientować się ile osób tylko odwiedza mojego bloga, a ile rzeczywiście go czyta - ułatwiłby mi to jakikolwiek kontakt, ślad po tych drugich osobach - komentarz, wiadomość mailowa, kontakt na asku. W ten sposób będzie mi łatwiej zmotywować się do pracy, a co za tym idzie, będę wrzucać więcej. Z góry dziękuję.

***

Rozdział 2

"Spotkanie"

Po kilkunastu dniach, wreszcie czułam, że mogę żyć jak dawniej. Chociaż mijałam Gabrielę tylko na korytarzu, byłam z siebie dumna. Czasem otarłyśmy się ramionami, czy też dłońmi, a miałyśmy wrażenie, jakbyśmy rzuciły się sobie w ramiona. Zachowywałam się, jakby wszystko było w idealnym porządku. Poznałam córkę jednego z przyjaciół mojego Taty, nawet się zaprzyjaźniłyśmy. Miała na imię Sara i była naprawdę cudowna. Miała piękne, długie, brązowe włosy i niebieskie oczy. W gruncie rzeczy, była nieco podobna do mnie. Jej także nie podobało się to, co obecnie działo się w Europie. Miałyśmy masę wspólnych tematów, ale nie miałam odwagi zapoznać Jej z moimi sekretami.
Wciąż byłam w kontakcie z oficerem von Spritzem. Kilka dni temu zadzwonił do mnie, informując o niespodziance. Umówiliśmy się na spotkanie. Kiedy dotarłam na miejsce, Alexander już siedział przy stoliku.  Na mój widok wstał i uśmiechnął się ciepło.
Szczerze mówiąc, bardzo go ceniłam, a nawet lubiłam, jako człowieka. Uważałam go za przyjaciela. Najprościej mówiąc - ufałam mu. Nie miałam zielonego pojęcia o co może mu chodzić tym razem, ale nie czułam żadnej obawy. Wręcz przeciwnie, nie mogłam doczekać się tego spotkania.
-Dzień dobry, oficerze. -powiedziałam entuzjastycznie.
-Dzień dobry, widzę, że już wiesz co się kroi. -uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Proszę mówić, nie mogę się doczekać. -ponagliłam.
-Spotkałem Juliana. -te słowa wprawiły mnie w osłupienie.
-Nie… Niemożliwe, gdzie on jest ? -zerwałam się jak oparzona i chwyciłam dłonie rozmówcy. -Mów, błagam, mów !
-Widzisz tego blondyna w rogu sali ? Możesz do niego iść. -skinął głową. -No, dalej, to Twój brat.
Nie byłam pewna, co do jego słów. Gdyby jednak okazało się, że jest to Julek, byłabym wniebowzięta. Musiałam spróbować. Wstałam i wolnym krokiem skierowałam się w stronę stołu. Zacisnęłam zęby i zbliżyłam się do niego. Chłopak oderwał się od krzesła, delikatnie uśmiechnął i mocno mnie przytulił.
-Klara, gdzieś Ty się podziewała… -szepnął mi do ucha.
Wszystko zaczynało się układać. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo to co zdarzyło się kilka dni później, zupełnie odmieniło moje życie. Przynajmniej mogliśmy być wszyscy razem, bez obawy, że wojna kogoś nam zabierze.
Julek długo nie wypuszczał mnie z ramion, jakby bał się, że znowu gdzieś przepadnę. Oderwałam się od jego ciała dopiero po dłuższej chwili.
-Julian, musimy pogadać. Usiądź, proszę. -sama także usiadłam, dokładnie naprzeciwko brata.
-Stało się coś ? -zapytał, łapiąc moją dłoń.
-Tak się cieszę, że Cię widzę. -spojrzałam w jego niebieskie oczy. -Twoja Mama jest u nas, opiekuje się Cynthią. Jeśli chcesz się z nią spotkać, przyjdź dzisiaj wieczorem. Familia wychodzi na bankiet, ja zostanę.
-Dzięki Bogu, że żyje. -ukrył twarz w dłoniach i odetchnął głęboko, jakby z ulgą.
Nie mogliśmy dłużej rozmawiać, miałam wrażenie jakby ktoś nas cały czas obserwował. Nie myliłam się. Alex podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia.
-Musimy już iść, Gestapo się tu kręci. -spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Julian… Uważaj na siebie, kiedy będę sama, 3 razy mrugnę lampką prosto w okno. -uśmiechnęłam się, ale w moich oczach zakręciły się łzy. -Kocham Cię i błagam, uważaj na siebie…Do zobaczenia wieczorem.
Wstałam od stolika. Aleksander chwycił mnie pod rękę i wyprowadził z lokalu, bezpośrednio do samochodu. Starał się nie wzbudzać podejrzeń, ale mimo wszystko zostaliśmy zatrzymani przez niemieckie wojsko i poproszeni o okazanie dokumentów. Mimo władających moim ciałem emocji, musiałam zachować spokój. Spritz odwiózł mnie do domu. Zatrzymał się ulicę wcześniej, żeby Ojciec niczego nie podejrzewał.
To co działo się w Stolicy było koszmarne. Na ulicach graniczących z gettem leżały ciała zabitych Żydów. Kiedy dowiedziałam się, że jest to sprawka Taty, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wstydziłam się, że jest moim ojcem. Byłam zbyt wrażliwa, zupełnie nie przygotowana na te czasy. Odkąd pamiętam, chciałam poświęcić się dla innych ludzi, a że “blokowała” mnie własna rodzina, nie było już moją winą. Ale cierpiałam. Czasami cierpienie psychiczne jest o wiele gorsze, niż to odczuwane przez nasze ciało. Zwłaszcza, jeśli mowa o bezsilności.
Warszawę zapamiętałam jako miasto kultury - piękne i niepowtarzalne, a to co z niego zostało, było ruiną, czymś o czym wolałabym zapomnieć.
Gdy weszłam do domu, w salonie siedziała Sara. Rozmawiała z Roxaną - aż bałam się pomyśleć, jakich ciekawostek się o mnie dowiedziała. Kiedy stanęłam w drzwiach, dziewczyna wstała, podeszła do mnie i cmoknęła w policzek.
-Serwus. -uśmiechnęła się sympatycznie. -Możemy iść  gdzieś, gdzie nie będzie Twojej siostry ?
-Serwus, pewnie. Zapraszam do ogrodu. -odwróciłam się w stronę kuchni. -Brigitte, mogłabyś przynieść nam herbatę i coś słodkiego do ogrodu ? -zapytałam uprzejmie.
Kobieta zgodziła się, a ja chwyciłam koleżankę pod rękę i zaprowadziłam za dom. Usiadłyśmy przy stoliku, który znajdował się z dala od budynku.
Ogród był naprawdę piękny - pełen roślin, zwłaszcza kwiatów, które tworzyły cudne klomby. Uwielbiałam spacerować tworzonymi przez nie alejkami, najlepiej w samotności, nie bojąc się, że ktoś może usłyszeć moje głośne myśli. A myślałam w tym czasie dużo i często, zazwyczaj o mamie. Minęło tyle lat, a ja co rusz wracałam do niej wspomnieniami. Dokładnie pamiętałam jej nadzwyczajną urodę i ciepły, bardzo delikatny głos. Często wyobrażałam sobie w tym czasie sytuacje, które mogły się zdarzyć, gdyby nie umarła. Nie miałam do niej żalu, to nie była jej wina, że Bóg zawołał ją do swojego Królestwa, ale przez cały czas potrzebowałam kogoś, kto mógłby powiedzieć, że mnie kocha bez względu na wszystko. Kogoś, kto mógłby być dla mnie wsparciem w każdym momencie. Sądzę, że to właśnie było powodem mojego przywiązania do Gabrysi. Przecież nie mogłam liczyć na takie zachowanie ze strony Taty czy Cynthii, a tym bardziej obcych mi ludzi. Sara bardzo starała się być taką osobą, ale to nie było to samo, choć byłam jej za to naprawdę  wdzięczna.
-O czym chciałaś porozmawiać ? -siadając na starym, wiklinowym krześle podwinęłam pod siebie nogi, w całości zakrywając je sukienką. Uśmiechnęłam się także, dając koleżance do zrozumienia, że spokojnie może zacząć mówić. Nie bałam się już niczego, bo co mogło nam się teraz stać ? Razem z Gabrielą byłyśmy w domu mojego ojca, który nie miał szans być zaatakowanym, a w najbliższym czasie miał przyjść do nas Julek.
-Wyprowadzam się. -szepnęła, tym samym ścierając uśmiech z mojej twarzy. Spojrzałam na nią znacząco, jakbym prosiła o powtórzenie, ponieważ nie do końca wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. -Wracamy do Berlina, ale nie martw się, będę do Ciebie pisała. -wstała i objęła mnie. Westchnęłam głęboko godząc się z myślą, że teraz nie będę miała w pobliżu rówieśników.
-Dobrze, będę czekać. -przytuliłam ją jeszcze mocniej niż do tej pory.
-Muszę iść. Do zobaczenia. -”odkleiła” się ode mnie i uśmiechnęła smutno.
-Pa… -szepnęłam już sama do siebie, gdyż Sara zniknęła za ogrodzeniem.
W tym czasie Brigitte przyniosła to, o co ją prosiłam kilka minut temu. Była zdziwiona, że zostałam sama. Wzięłam od niej herbatę i ciastka, a następnie wróciłam do swojej poprzedniej pozycji. Znowu siedziałam i myślałam. Od pewnego czasu było to moim głównym zajęciem, zaraz po wizytach guwernantki. Zostałam tam do zmierzchu, a czas przemknął mi niezauważalnie. Familia już przygotowywała się do wyjścia - dziewczyny okupowały lustra i łazienki, a Tata, nie mogąc już się doczekać, sączył koniak, rozmawiając z kucharzem. W końcu zjawił się obok mnie. Nie zauważyłam go… W pewnym momencie spojrzałam na niego nieobecnym, wręcz pustym wzrokiem. Chyba widział, że wcale nie jest mi dobrze. Przykucnął obok mnie, opierając się dłonią o moją łydkę i zaczął mówić.
-Klara, przepraszam Cię za moje zachowanie. Doskonale wiesz, że nie chciałem Cię skrzywdzić… Z resztą, po co ja Ci to wszystko mówię, jestem zwykłym idiotą, nieczułym draniem. -wstał i krzyżując dłonie, położył je na karku. Chyba liczył na to, że zaprzeczę jego słowom, ale ja nie mogłam tego zrobić. Powinien liczyć się z tym, kiedy uderzył mnie po raz pierwszy. Milczałam.  Odwrócił się z powrotem twarzą w moją stronę i spojrzał mi w oczy, które dalej nie wyrażały żadnych emocji.
-Błagam, nie zachowuj się wobec mnie tak oschle ! - nie zareagowałam. Cały czas milczałam, dając mu do zrozumienia, że krzywdzi mnie na każdym kroku. -Klareńko…
W jego oczach widziałam żal, ale co z tego, skoro na kolejną prośbę Cynthii był w stanie uderzyć mnie po raz kolejny, i tak do końca, póki mnie nie zatłucze. Byłabym nawet skłonna uwierzyć w szczerość jego słów, ale znałam go zbyt dobrze.
-Jeśli chcesz, możesz zostać dzisiaj w domu, zaproś Sarę albo nawet idź do Gabryśki. -szepnął.
-Dziękuję. -odpowiedziałam.
Ojciec odwrócił się i poszedł do domu. Chciałam zaczekać aż wyjdą, więc powoli zebrałam używane przeze mnie naczynia i zaniosłam je do kuchni. Samodzielnie pozmywałam i poszłam do sypialni. Miałam poczucie winy w związku z moim zachowaniem wobec Taty. Chyba nie powinnam…
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a następnie odgłos silnika. Kiedy samochód zniknął mi z oczu, upewniłam się, że w pobliżu nie ma strażników i ściągnęłam do siebie Juliana. Po dziś dzień pamiętam towarzyszącą mi adrenalinę - rozglądałam się jakbym miała omamy, każdy hałas wydawał mi się podejrzany, a gdy już znaleźliśmy się w moim pokoju, byłam spocona jak mysz.
-Zaczekaj tu na nas, wrócę z Ciocią. -szepnęłam i znów wyszłam na korytarz.
Zapukałam cichutko do drzwi jej pokoju, a kiedy usłyszałam zaproszenie, weszłam do środka. Gabriela stała na baczność, a w jej oczach znów widziałam strach. Nie mam pojęcia jak mogła żyć w takim stanie dzień w dzień. To musiało być dla niej istnym koszmarem. Na mój widok pobladła i jakby odetchnęła z ulgą. Wydaje mi się, że nie wiedziała, czego może się po mnie spodziewać. Nie ufała mi i to było najbardziej przykre.
-Mogę ? -zapytałam niepewnie.
Gabriela skinęła twierdząco głową, a ja weszłam w głąb pokoju. Sądzę, że płakała, choć wstydziła się przyznać, ponieważ w moich oczach była nadzwyczaj odważną kobietą. Nie chciała tego zepsuć. Kiedy znalazłam się blisko niej, zauważyłam, że miała czerwone i nieco opuchnięte oczy. Nienawidziłam patrzeć jak cierpi. Miałam wtedy wrażenie, że ja także zaczynam się rozpadać jak stłuczona porcelana. Zamknęłam drzwi i podeszłam do niej.
-Boże Święty, Ciociu… -chwyciłam jej dłonie, jednak wyrwała mi je.
Odwróciła się i podeszła do okna, po czym skrzyżowała ręce na piersiach. Martwo wpatrywała się w jeden punkt, a ja miałam wrażenie, jakbym skrzywdziła ją bardziej niż ktokolwiek inny. W moich oczach zakręciły się łzy.
-Dlaczego Ty mi to robisz ? -powiedziała zachrypniętym głosem i odwróciła głowę, żeby spojrzeć na mnie z wyrzutem.
-Ale co ja robię ? Powiedz mi, w jaki sposób Cię krzywdzę, a obiecuję, że przestanę. -słone krople popłynęły po moim policzku. Przecież próbowałam ją ratować, starałam się, żeby było jej dobrze, więc nie miałam zielonego pojęcia dlaczego to powiedziała.
-Próbujesz mnie otumanić, udajesz, że Ci zależy, a tak naprawdę, działasz dla Twojego ojca. -zbliżyła się do mnie.
-Tak ? To spójrz na to i powiedz mi to jeszcze raz, patrząc mi prosto w oczy. -odsłoniłam obojczyki, następnie ramiona i brzuch, które znów były całe w sińcach. -Zrobił to samo, kiedy dowiedział się, że byłam u Ciebie, na Pawiaku, a musiałam kłamać. -Gabrysia była wyraźnie zszokowana. Chyba dopiero dotarły do niej moje zamiary. -Julian czeka na Ciebie w moim pokoju. Jeśli będziecie mnie potrzebować będę w salonie. -wyszłam na korytarz zupełnie nie zwracając uwagi na kobietę.
-Klara ! -wybiegła za mną. -Przepraszam, ale nie masz pojęcia co przeszłam, jak trudno jest teraz zdobyć moje zaufanie. -wychlipała.
Pokręciłam głową. Musiałam Jej pomóc, chociażby miało to się odbyć moim kosztem. Chciałam powiedzieć Jej wszystko co wiem na temat Jej przyszłości. Zawróciłam.
-Tata ściągnął Cię tu, bo chce nas obie odesłać, żeby mógł spokojnie żyć z nową rodziną. -zdradziłam. -Oprócz Mamy, nigdy nikogo nie kochałam tak jak Ciebie ! Ale teraz ? Teraz nie wiem co czuję, potraktowałaś mnie jak intruza, który chce Ci zaszkodzić.
Ona także płakała, i tym razem było to przeze mnie. Mimo wszystko nie miałam poczucia winy. Chyba obie potrzebowałyśmy tej szczerości, która była takim elektrycznym wstrząsem dla naszych relacji. Moje własne słowa sprawiły, że serce stało się ruiną. Łzy płynęły mimowolnie, nadając całej sytuacji dramatyzmu. Gabrysia postanowiła to wszystko przerwać.
-Przepraszam, Klareńko, nie wiedziałam… -wyszeptała i przytuliła mnie. Nie odepchnęłam Jej, nie zareagowałam w nerwowy sposób, po prostu odwzajemniłam Jej reakcję. -Ty też musisz mnie zrozumieć. Ostatnie miesiące były dosłownie walką o przeżycie. Nie masz pojęcia, ile osób zginęło na moich oczach, ile strzałów słyszałam, ilu współlokatorów nie wróciło do celi. Myśl, że wśród nich mogłam być ja nie ułatwia niczego.
-Wybacz. -nie mogłam oderwać się od Jej ciała. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o czekającym na nas Julku. Odsunęłam się momentalnie i ujęłam Jej dłonie,  patrząc prosto w oczy, które jakby były nieco spokojniejsze niż przed chwilą. Od dawna nie czułam takiej więzi z inną osobą, tym bardziej, że nie widziałam Jej kawał czasu.
-Chodźmy, Julian na pewno zaczyna się niepokoić. -powiedziałam ocierając ostatnią łzę.
Kobieta tylko skinęła głową i prawie biegnąc udała się do mojej sypialni. Poszłam zaraz za nią, a sytuacja, którą zobaczyłam, po raz pierwszy od dawna sprawiła, że się wzruszyłam. Julian zachowywał się jak mały chłopiec, któremu Matka kupiła zabawkę. Doskonale widziałam jak bardzo ją kochał. Przez dobre parę minut znajdowali się w uścisku, a ja obserwowałam ich z boku. Sądzę, że każde dziecko powinno darzyć Mamę takim szacunkiem, z jakim robił to Julek. Prawdę mówiąc, ja nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego, choć bardzo tego chciałam. Pewnie gdyby Mama żyła, zachowywałybyśmy się identycznie jak oni. Ale to tylko moje przypuszczenia, wszystko przede mną.
-Mamo… -Julek długo nie mógł wydusić z siebie tego słowa. Moim zdaniem, był pewien, że już nigdy nie zwróci się do niej w ten sposób w miejscu innym niż cmentarz. Wiedziałam co czuł, choć, kiedy ja przeżywałam to samo, nie do końca rozumiałam całą sytuację.
-Już dobrze, kochanie… -Gabrysia położyła dłonie na blond włosach chłopaka, jednocześnie przyciskając go do swojego ciała i po raz kolejny, obsypując pocałunkami. -Teraz będzie tylko lepiej. -szepnęła.
Patrząc na nich, przechodziły mnie ciarki. Nie byłam zazdrosna, chociaż chyba powinnam. Traktowałam ich jakbym nie miała bliższej rodziny, cieszyłam się ich szczęściem, nie zważając na konsekwencje, które mogło pociągać za sobą moje zachowanie. Uśmiechnęłam się pod nosem, bez słowa, obserwując zaistniałą sytuację. Szczerze mówiąc, na taki widok, serce samo się radowało.
-Boże święty, dziecko, gdzieś Ty się podziewał ? -nieco pewniejszym głosem, Ciocia rzuciła pytanie. Zabrzmiało, jakby miała pewien żal, pretensję wobec syna, że nie dał Jej żadnego znaku życia.
-Mamo, nieważne, liczy się to, że żyjemy. -objął Jej dłonie i złożył na nich czuły pocałunek.
-A co z Twoją Basią ? -wspomniała o kobiecie, której nie było dane mi poznać.
-Basia ? Basia jest służącą u Spritza, spotykamy się. Twierdzi, że trafiła naprawdę dobrze - może wychodzić, spotykać się z innymi ludźmi, pod warunkiem, że zawsze będzie posprzątane, ugotowane. -uśmiechnął się, jakby z ulgą.
-Zostawię was samych, gdyby coś się działo, będę w kominkowym. -wyszłam na korytarz.
Oparłam się o białe drzwi mojego pokoju, uśmiechając się do samej siebie. Dawno nie byłam tak szczęśliwa - wszyscy, których kochałam byli w tym samym miejscu co ja. Boże, ile czasu musiałam czekać na taką chwilę… Poszłam do kuchni i w towarzystwie Brigitte zaparzyłam sobie rumianek. Przez moment bawiłam się zaparzaczem, po czym udałam się do pokoju kominkowego. Usiadłam na ziemi, otulając dłońmi kubek i patrzyłam na tlący się ogień.
„-Skarbeńki, jeśli chcecie, to zbierzcie kwiatki, zrobię wam wianuszki. -ciemne włosy opadały na jej ramiona, odziane w błękitną sukienkę. Słodki uśmiech ozdabiał jej bladą twarzyczkę, która ukrywała dziejące się w jej sercu piekło. Jak tylko mogła, starała się ukryć cierpienie.
-Mamo, ale ja już umiem sama zrobić sobie wianek, wiesz ? -starsza dziewczynka była bardziej podobna do ojca niż do matki, ale miała jej oczy. Była naprawdę zdolna, nie dość, że mimo młodego wieku biegle mówiła w dwóch językach, potrafiła także pięknie malować.
-A nauczysz mnie ? -młodsza zaś, w każdym calu wyglądała jak jej matka – miała długie, ciemne włosy i orzechowe oczy, a lat dokładnie 5. -Bardzo, bardzo ładnie proszę. -narzuciła akcent na przedostatnią sylabę.
-Ale i tak, to ja będę robiła ładniejsze ! -rzuciła i pobiegła na polanę starsza.
-Marcelinka, zaczekaj na siostrę! Biegnij kochanie. -matka pomogła młodszemu dziecku.”

Tak, takie obrazy i dokładnie te słowa wracały we wspomnieniach. Wspomnieniach dobrego dzieciństwa, które mogło być naprawdę piękne, a przypadek sprawił, że takie nie było.
Nie mam pojęcia ile czasu spędziłam na przywoływaniu tej sytuacji. Dopiero kiedy usłyszałam cichutkie skrzypnięcie drzwi, wróciłam do świata żywych. W drzwiach pokoju stała Gabrysia. Chyba obserwowała mnie od jakiegoś czasu, ale ja tego nie zauważyłam. Bo niby kiedy ? Wspominając Mamę czy Marcelę?
-Gdzie Julian ? -odwróciłam głowę w kierunku Cioci.
-Poszedł już. -uśmiechnęła się nieśmiało. Była nieco speszona, jakby zawstydzona swoim poprzednim zachowaniem. -Dziękuję Ci.
-Nie ma za co. -utkwiłam wzrok w kubku, „otulając” wystygły napój. -Gniewasz się na mnie ? -rzuciłam cichutko.
Zareagowała równie cichym chichotem. Chyba był to pierwszy raz odkąd przyjechała do naszego domu. Podeszła do mnie i przykucnęła, żeby być na tej samej wysokości co ja. Spojrzałam na Nią, nie do końca wiedząc, co chce zrobić. Przytuliła mnie. Musiało być to dla niej naprawdę trudne, do tej pory unikała jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. A ja odwzajemniłam uścisk. Nie miałam powodu, żeby tego nie zrobić, a poczułam się o wiele lepiej.
-Chyba najwyższa pora, żeby iść spać, co Ty na to ? -spojrzała na mnie. -Nawet nie chcę myśleć o reakcji Twojego Ojca, kiedy by się dowiedział.
Objęła mnie ramieniem i w tej pozycji razem poszłyśmy na górę. Powinnyśmy rozstać się na korytarzu, ale nie chciałam kończyć tego wieczoru. Położyłam dłoń na klamce i wstrzymałam się. Odwróciłam się w stronę kobiety.
-Ciociu... Posiedzisz ze mną jeszcze chwilę ? -zapytałam z nadzieją.
-Pewnie, skarbie. Idź się kąpać, a ja za moment przyjdę do Ciebie. -znowu się uśmiechnęła.
Kochałam ten wyraz Jej twarzy. Maskowała swoje uczucia i doskonale o tym wiedziałam, ale przynajmniej nie rozklejałam się w jej towarzystwie. Udawała szczęśliwą, a po tym co przeszła, dochodzę do wniosku, że była perfekcyjną aktorką.
Kiedy wróciła, leżałam już w łóżku. Usiadła obok mnie, dzięki czemu widziałam jak bardzo jest zmęczona. Było mi wstyd, że jeszcze nie pozwoliłam Jej iść spać, tylko wymuszałam rozmowę.
-Nie chciałam, żebyś odebrało to wszystko w ten sposób.
-Wiem, kochanie. -weszła mi w słowo. -Nie powinnam reagować tak gwałtownie, przecież chciałaś dobrze. -dotknęła mojej dłoni.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo za Tobą tęskniłam, ile Cię szukałam. Myślałam, że nie żyjesz. -spuściłam głowę.
-Nawet nie masz prawa tak myśleć. -przegarnęła włosy z mojej twarzy. -Obiecuję, że już więcej nie pozwolę, żeby ktokolwiek mi Cię zabrał. -przytuliła mnie, dając do zrozumienia, że zostanie specjalnie dla mnie.
-Kocham Cię, naprawdę... -szepnęłam.
-Ja Ciebie też, ale teraz już śpij. -zgasiła lampę stojącą na szafce nocnej i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
To był naprawdę dobry dzień, oby było ich więcej, dużo więcej.

piątek, 13 grudnia 2013

"Powroty"

Witajcie Kochani,
dzisiaj oprócz wiersza przynoszę Wam dobrą wiadomość. Kolejna część opowiadania pojawi się prawdopodobnie w przyszły tygodniu, kiedy będę miała za sobą ostatnie przedświąteczne sprawdziany. Przewiduję, że będzie to środa/czwartek. Nawet nie macie pojęcia ile odwagi musiałam zebrać w sobie, żeby wrzucić tu moje "wypociny". Mam nadzieję, że sprawiają Wam chociaż odrobinę radości czy przyjemności.
Serdecznie pozdrawiam i życzę Wam miłego weekendu,
Olienne
~  
Kiedy dom był domem,
A przyjaźń zabawą.
Kiedy zło nie istniało,
Z życia się śmiano,
Kiedy samotność
Była dniem bez przyjaciół,
Kiedy rwąca rzeka
Oceanem bez granic,
Kiedy mogłam latać
Jak ptak po błękicie nieba,
Kiedy nie wiedziałam
Co wypada, a czego nie trzeba...

Teraz mą duszę dzielę na dwoje,
Jedna jest wolna, druga wzięta w niewolę,
Pierwsza radosna, zagai, zabawi,
Uśmiechem złagodzi, ze złem się rozprawi.
Druga strachliwa - ucieka i płacze,
Szlocha nocami, że go już nie zobaczę.
Wiem, że wyjechał, zapomniał, nie wróci,
Zdjęcie już spalił, nie kocha, się nie smuci.
Ja też chcę zapomnieć - mam ludzi tuż obok,
Przyjaciół najlepszych- zawsze pomogą.

Duszo więc moja, leć w górę wysoko,
Uciekaj przed złymi, wzbij się nad obłok.
Bądź wolna i lekka, niech każdy zobaczy,
Że można spokojnie, a można inaczej.

czwartek, 5 grudnia 2013

"Z piekła do raju": Rozdział I: "Dziecko w ciemności"

Jest wieczór. Za oknem pada deszcz, drobne krople rozbijają się o żelazny parapet, robiąc przy tym sporo hałasu. Niebieskie światło rozproszone przez szklane półki witryny tworzy na kremowej ścianie równe szaro-błękitne pasy, a w łóżku leżę Ja. Chora , otoczona kilkoma paczkami chusteczek, z komputerem na kolanach i w towarzystwie dość dużego, białego misia, którego otrzymałam w prezencie. W tym niepozornym miejscu i sytuacji powstaje coś ważnego dla mnie - moje pierwsze opowiadanie, które ujrzy światło dzienne. Uroki jesieni sprzyjają tworzeniu, ukazywaniu świata z perspektywy nic nieznaczącej jednostki. Drodzy Państwo, chciałabym przedstawić Wam dziecko  mojej wyobraźni, Klarę Schiller.

Rozdział 1

"Dziecko w ciemności"



Jako dziecko, często zastanawiałam się jak to jest tą tolerancją, o której tyle się mówi ostatnimi czasy. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie są zabijani z powodu narodowości.  Uważałam to za anomalię. Kiedy rozpoczęła się II wojna światowa miałam dokładnie 13 lat i nie do końca rozumiałam to, co działo się na ziemiach polskich. Mój ojciec był szefem jakiejś organizacji związanej z Gestapo. Nigdy nie wnikałam w to, czym się dokładnie zajmował. Jak to mówią, im mniej wiem, tym mniej parzy. Moja mama zmarła, gdy miałam 5 lat. Pamiętam ten dzień, jakby zdarzył się wczoraj. Nie przyszła rano obudzić mnie, więc ja poszłam do niej. Leżała na łóżku - zimna i blada. Ojciec już pół roku później znalazł sobie inną kobietę. Nazywała się Cynthia i była Irlandką. Nie mogę powiedzieć, że była zła – była po prostu egoistką i często, czasami nawet nieświadomie, działała na naszą szkodę. Miała szczupłą figurę, krótkie kręcone blond włosy i duże niebieskie oczy. W momencie związania się z moim tatą była matką 10-letniej Roxany, która była jeszcze gorsza niż Cynthia. Często knuły przeciwko mnie. W pewnym momencie udało im się namówić tatę, żeby się mnie pozbyć. Odesłał mnie do siostry mojej Mamy, Gabrysi. Była lekarzem. Mieszkałam u niej, w Warszawie, przez 6 lat. Kochałam ją dokładnie tak samo jak Mamę - była przy mnie, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Potem Cynthia urodziła bliźnięta - Martina i Helgę, którymi kazała mi się opiekować. To właśnie wtedy Tata pokłócił się z Ciocią i zabronił mi jakichkolwiek kontaktów z nią. Nikogo o to nie winiłam, konflikt interesów, ot co. Musiałam wrócić do Berlina. Na szczęście nie na długo. W październiku 1939 roku przeprowadziliśmy się do stolicy Polski. Dalej nie mogłam odwiedzać Gabrieli, ale wiedziałam, że mogę spotkać ją na ulicy. Sama świadomość tego dodawała mi sił. Dzięki temu, że byłam córką generała Josepha Schillera, miałam wstęp na Pawiak, z czego często korzystałam. Uparcie szukałam „namiastki mojej Mamy”, ale nigdy nie udało mi się jej spotkać. Nie przestawałam wierzyć. Chodziłam po mieście, szukałam jej domu, ale nie potrafiłam odnaleźć się w Warszawie. Wszystko było obce, zupełnie inne niż zapamiętałam. W końcu zaczynałam tracić nadzieję i godzić się z rozłąką. Czasami wydawało mi się, że to był tylko sen, a ona sama rozpłynęła się jak mgła na wietrze. Bywało też tak, że myliłam ją z przypadkowymi ludźmi. Nastał nawet moment, kiedy myślałam, że nie żyje. Wtedy chodziłam po cmentarzach i zapalałam znicze na grobach masowych. Bałam się, że zapomnę jej wyglądu, jej głosu aż w końcu zniknie z moich wspomnień.
Pamiętam także Jej jedynego syna, Juliana. Był on starszy ode mnie o około 7 lat. Kiedy mieszkałam w Warszawie, traktował mnie jak młodszą siostrę. Po prostu dbał o mnie, jak o pełnoprawnego członka rodziny. Do tej pory jestem mu za to niesamowicie wdzięczna, bo przez tyle lat, spotkałam naprawdę niewiele osób, którym by na mnie zależało.

Marzec 1940 r.

Dałam sobie spokój, przestałam szukać, ale nie tęsknić. Pewien marcowy dzień zupełnie przewrócił moje życie do góry nogami. Pamiętam, że padał rzęsisty deszcz, a ja dostałam informację o kolejnym transporcie na Pawiak. Postanowiłam spróbować. Mimo zakazu nałożonego na mnie przez Cynthię, założyłam czerwony płaszcz i wyszłam. W drzwiach minęłam oficera, który musiał być nowym współpracownikiem mojego Taty - nigdy wcześniej go nie widziałam. Przede wszystkim moją głowę zaprzątała Gabrysia, nic innego mnie nie obchodziło. Szłam ulicami prawie doszczętnie zniszczonej Warszawy - mimo wszystko wciąż była piękna. Po drodze rozmyślałam nad tym, jak teraz wygląda, czy rozpoznam Ją, a przede wszystkim, czy Ona pamięta mnie. Bałam się, a zarazem cieszyłam jak dziecko. Kiedy znalazłam się przed bramą, westchnęłam i wyjęłam dokumenty. W głębi duszy modliłam się, żeby tam była.
Na korytarzu stał oficer Alexander von Spritz, który często bywał w naszym domu.
-Klara ? Co Ty tutaj robisz ? -zapytał z nutką zdziwienia.
-Dzień dobry, Panie Oficerze. Szukam mojej Cioci, Gabrieli Zarembskiej, wie Pan może cokolwiek na jej temat ? -przygryzłam wargę, licząc na pozytywną odpowiedź.
-Też jej szukam. Gdy będę mógł Ci pomóc, na pewno dam Ci znać.
Byłam rozczarowana, może dlatego, że liczyłam na zbyt wiele ? Przynajmniej miałam pewność, że to nie był mistyczny sen. Obiecałam sobie, że będę czekać do samego końca.
-Dziękuję... -szepnęłam.
-Klarcia, nie przejmuj się. -dotknął mojego ramienia. -Gabrysia jest niezwykle silną kobietą, poradzi sobie ze wszystkim.
-Tak... -zerknęłam na niego i powtórzyłam pewniej.
Odwiózł mnie do domu. Nie mogłam nadziwić się, że jakikolwiek wojskowy mógł być tak dobrym człowiekiem. Alex przez tyle lat nie przyjął ani jednego rozkazu wykonania wyroku śmierci. Przekazywał je dalej. Pomagał także więźniom. Zabierał ich pod przykrywką przesłuchania, a w rzeczywistości dostarczał jedzenie. Nie bał się, że będzie musiał przypłacić to życiem. Swoje zdanie utrzymuję do dzisiaj. Tym bardziej, że w przyszłości udało mi się poznać go bliżej.
Weszłam do domu, w którym zastałam zapłakaną macochę, wylewającą żale w ramię Taty. Ojciec wstał, a Cynthia uśmiechnęła się triumfalnie.
- Czy Ty masz pojęcia jak się o Ciebie martwiła ? -na te słowa przewróciłam oczami. - Za karę nie dostaniesz kolacji, a jutro zajmiesz się dzieciakami. Teraz do pokoju, biegiem ! -krzyknął.
Mimo tego, że byłam bardzo wrażliwa na krzyk, nie przejęłam się jego reakcją. W tej chwili miałam ważniejsze priorytety. Może gdybym była w innej sytuacji, zachowałabym się zupełnie inaczej.
Poszłam posłusznie do pokoju i zajęłam się sobą. Postanowiłam zrobić coś pożytecznego. Rozpakowałam rzeczy Mamy i powiesiłam je w mojej szafie. Wciąż pachniały jej perfumami, przez co miałam wrażenie, że jest obok mnie. Znalazłam także zdjęcie obu sióstr. Już po chwili, oprawione w piękną porcelanową ramkę stało na moim biurku. Kiedy skończyłam, rodzina właśnie siadała do stołu. Poznałam to po brzdęku sztućców, którymi dzieci uderzały w talerze. Nie miałam ochoty schodzić do nich, więc nie żałowałam mojej kary.
Czekałam na jakikolwiek znak od Alexa. Nic, cisza. Jedna, wielka pustka.

Maj 1940 r.

Przez kilka tygodni Alexander nie dawał żadnego znaku życia. Odezwał się do nas dopiero na początku maja. Właśnie wychodziłam z lekcji śpiewu, kiedy zobaczyłam czarnego mercedesa stojącego przed budynkiem. Opierał się o niego przystojny, około 40-letni oficer. Uśmiechnął się na mój widok i gestem zawołał do siebie. Podeszłam szybko z nadzieją, że ma dla mnie dobre wieści.
-Dzień dobry. –rzuciłam radośnie.
-Dzień dobry. Jak minął dzień ? –on także miał dobry humor.
-Dość dobrze. Mam nadzieję, że ma Pan dla mnie jakieś  dobre wiadomości.
- Znalazłem ją.
Moje usta mimowolnie rozchyliły się. Byłam w szoku, bo tak naprawdę sama nie wierzyłam, że kiedyś się uda. A jednak. Chciałam spotkać się z nią jak najszybciej, ale Spritz przygasił moją impulsywność.
-Nie myślałam, że będą aż tak dobre. -wykrztusiłam.
-Wieczorem będą tylko strażnicy i ja, wtedy będziesz mogła się z nią spotkać. –otworzył mi drzwi do samochodu. –Wsiadaj, zaproponowałem Twojemu Tacie, że odwiozę Cię po zajęciach do domu.
-Dziękuję, nie mam pojęcia, w jaki sposób się Panu odwdzięczę. A proszę mi uwierzyć, że to spotkanie jest dla mnie niesamowicie ważne. –wsiadłam i odetchnęłam z ulgą.
Teraz miałam przynajmniej pewność, że żyje, a spotkanie z nią, było dla mnie szczytem marzeń.
Przez całą drogę nie odezwaliśmy się ani słowem. Kiedy zobaczyłam ogród mojego domu, moje serce jakby zabiło mocniej i szybciej. Wiedziałam, że już niedługo będę mogła dostać to, na czym tak bardzo mi zależało. Bezpośrednio poszłam do sypialni. Chociaż wiedziałam, że w tym momencie wygląd nie będzie ważny, chciałam zaprezentować się przed Gabrielą jak najlepiej. Chciałam, żeby wiedziała, że jej nauka i czas, który dla mnie poświęciła, nie poszedł na zmarnowanie. Modliłam się, żeby czas zaczął mknąć jak szalony. W pewnym momencie zostałam zawołana na obiad. Odmówiłam zejścia do jadalni - ze stresu wcale nie byłam głodna. Przez cały czas grzebałam w szafie, poszukując czegoś odpowiedniego. Włosy zakręciłam na wałki, po czym przednie kosmyki ściągnęłam spinką w cienki kucyk.  Nawet nie zauważyłam, kiedy musiałam już wychodzić. Cichutko zapukałam do drzwi gabinetu Ojca, po czym niepewnie nacisnęłam klamkę. Musiałam kłamać, a On był niesamowicie podejrzliwy. Czegóż innego można było spodziewać się po Gestapowcu? Przełknęłam gulę stojącą w moim gardle i weszłam, próbując ukryć drżące dłonie w kieszeniach swetra.
-Dzień dobry, Tato. -szepnęłam, a Ojciec podniósł wzrok znad dokumentów. -Zostałam zaproszona przez panią Glorię do opery, chce mi pokazać śpiew operowy. Czy mogę pójść ?
-Ta Twoja nauczycielka muzyki, tak ? -skinęłam twierdząco głową. -Idź, ale jeśli skończy się po 22, masz wyjść wcześniej.
-Oczywiście, Tato. -odpowiedziałam i wyszłam.
Ulżyło mi niesamowicie. Ile sił w nogach, pobiegłam na Pawiak. Kiedy weszłam do budynku, coś zaczynało się dziać. Słychać było krzyki strażniczki, a na korytarzu panowało zamieszanie. Już w powietrzu było czuć, że nie szykuje się nic dobrego. Zapukałam do gabinetu Alexa. Siedział przy biurku i szukał jakichś papierów.
-O, już jesteś. -podniósł się z krzesła i założył czapkę, która do tej pory leżała na blacie. -Chodź ze mną.
Wyszliśmy, po czym pokierowaliśmy się na drugie piętro. Kilkanaście kobiet stało pod ścianą ze spuszczonymi głowami. Po policzkach niektórych z nich ciekły krople słonych łez. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się znajoma twarz. Kobieta została wypchnięta z celi i rzucona na ziemię. Podbiegłam do Niej, a Ona podniosła głowę. Była nadzwyczaj spokojna. Chętnie skorzystała z mojej pomocy przy wstawaniu po czym spojrzała mi w oczy. Dziwnym trafem była to Gabrysia. Nie wierzyłam w takie zbiegi okoliczności, a jednak ! Dotknęła lodowatą dłonią mojego prawego policzka, po czym mocno przytuliła mnie do swojego ciała. Czułam jak po jej policzku spływa pojedyncza łza.
-Klareńko, kochanie... -szepnęła.
Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Tkwiłam w jej uścisku, póki ktoś nie złapał mojego nadgarstka i mocno nie pociągnął. Gabriela została uderzona pałką w brzuch, co sprawiło, że zgięła się w pół, a ja chciałam jak najszybciej ulżyć jej w bólu. Rzuciłam się w jej stronę, ale ktoś powstrzymał mnie, mimo moich sprzeciwów i głośnych krzyków. W tym momencie wparował Alexander.
-Berta, zostaw ją ! -chwycił za ramię strażniczkę, jednak ona nawet nie planowała mnie uwolnić.
-Alex, co oni jej robią ?! Pomóż, błagam uratuj ją ! -wrzeszczałam z nadzieją na jakąkolwiek pomoc z Jego strony, wijąc się niemiłosiernie.
-Klara ! -przytulił mnie do siebie,wyrywając moje sparaliżowe strachem i histerią ciało, ale to w żaden sposób nie uspokoiło mnie. -Nie mogę, rozumiesz ? Klareńka, chcę, ale nie mogę !
Berta zarządziła wyjazd. Wszystkie kobiety szybkim krokiem wyszły, tylko Ciocia oglądała się za siebie. Alexander uwolnił mnie z objęć.
-Wyciągnę Cię stamtąd, słyszysz ? Nie pozwolę Cię krzywdzić ! -krzyczałam jeszcze głośniej niż wcześniej.
Ciocia odwróciła się w moją stronę, pokiwała głową i zasłoniła usta dłonią, aby pohamować płacz. Nie mogłam znieść faktu, że von Spritz nie zareagował. Przecież zapewniał, że chce mi pomóc, a teraz co ? Wycofał się, przestraszył ? Próbowałam tłumaczyć sobie jego zachowanie, ale było ono wręcz niewytłumaczalne. Chyba go przeceniałam. Teraz musiałam kombinować, w jaki sposób mogę jej pomóc. Było to o wiele trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.
-Przepraszam... -Alex wrócił do siebie, zostawiając mnie samą.
Targało mną mnóstwo sprzecznych uczuć - jedne sprawiały, że miałam ochotę zabić tego człowieka, ale z drugiej strony chciał mi pomóc. Byłam pewna, że chociaż dzisiaj się nie udało, będziemy próbować ponownie. Pełna złości wybiegłam na zewnątrz. Usiadłam na schodach i ukryłam twarz w dłoniach. Czułam jak moje ciało oblewa fala zimnego potu, a ręce mimowolnie zaczynają drżeć. Miałam wrażenie, jakby ktoś rozrywał moją skórę kawałek po kawałku, a ona regenerowała się, przysparzając mi tym samym ból nie do opisania. Nie chciałam płakać. Łzy są oznaką słabości, na którą nie mogłam sobie pozwolić. Cała ta sytuacja stawała się dla mnie walką, walką o przetrwanie, walką o życie. Wstałam i nabrałam powietrza. W tym momencie poczułam drzemiąca we mnie siłę, która sprawiała, że mój rozum krzyczał „Bądź twarda, przecież możesz być ze stali, jeśli tylko tego zechcesz !”. Wróciłam do domu w zupełnie innym nastroju, niż podczas opuszczania jego murów. Chciałam iść bezpośrednio do mojej sypialni, jednak na korytarzu spotkałam Ojca.
-Już jesteś ? -zapytał zdumiony. -Jak było ? -był śmiertelnie poważny.
Obawiałam się, że poznał prawdziwy powód mojego wyjścia, ale postanowiłam dalej ciągnąć moje kłamstwo.
-Wspaniale. Naprawdę utalentowani śpiewacy, szkoda tylko, że zakończenie było pełne łez. -uśmiechnęłam się najradośniej, jak tylko potrafiłam.
Chyba nie byłam dość wiarygodna. Tata otworzył drzwi do kuchni i skinieniem głowy, kazał mi wejść do środka. Usiadłam niepewnie na krześle, licząc na najgorsze.
-Pani Gloria przyniosła jakąś teczkę dla Ciebie. -pobladłam. -Z kim byłaś ?
-Tak, niestety, Gloria nie mogła iść ze mną, więc poprosiła o to swoją córkę. -próbowałam kręcić.
-Ona nie ma dzieci w Warszawie. -spojrzał na mnie, jakby wyobrażał sobie moje katusze. Sprawiało mu to niesamowitą przyjemność. Postanowił drążyć temat dalej. -Jej syn jest w Berlinie. Z kim byłaś ? -ostatnie zdanie wypowiedział twardo i głośno.
-Claudia została przedstawiona mi jako jej córka, naprawdę. -przywołałam pierwsze lepsze imię, jakie przyszło mi na myśl.
-Kłamiesz ! -był wściekły, jak nigdy. -Gloria nic nie wie na ten temat, poza tym wszystkie opery i teatry są dzisiaj nieczynne ! -uderzył mnie w policzek z otwartej dłoni.
Nigdy nie powiedziałabym, że może się tak zachować. Uniósł mnie za ubrania w taki sposób, że nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości, a palce moich stóp z ledwością dotykały podłogi.
-Gdzie byłaś, do cholery ? Odpowiadaj jak pytam ! -wrzasnął i kolanem uderzył w mój brzuch.
Wypuścił mnie z rąk, sprawiając, że upadłam na ziemię. Zwinęłam się w kłębek licząc na to, że chociaż odrobinę złagodzę ból. „Tylko nie płacz” - powtarzałam sobie w myślach, patrząc na poczerwieniałą ze złości ojcowską twarz.
-Wstawaj ! -podniosłam się, opierając plecy o ścianę.
Joseph podszedł do mnie i zaczął targać mną za ramiona. Zaprzestał, kiedy po moich policzkach pociekły pierwsze łzy. W tym samym czasie w drzwiach pojawił się Alexander.
-Co się patrzysz ?! Ma zakaz wychodzenia z sypialni, pilnuj jej ! -krzyknął i wyszedł.
Alex wyciągnął rękę w moją stronę, a kiedy podeszłam, objął mnie ramieniem. Nie mam pojęcia, jak długo obserwował całą sytuację. Nie odezwawszy się ani słowem, zaprowadził mnie do pokoju. Nie miałam siły zupełnie na nic. Na chwilę położyłam się na łóżku, nie do końca zdając sobie sprawę, z tego, co zdarzyło się przed chwilą. W tym momencie zastanawiałam się, jakby to było, gdyby Mama żyła. Czy Ojciec też stałby się takim tyranem ? Czy też był to wpływ Cynthii... Moje rozważania przerwała ta właśnie kobieta.
-Myć się i spać. -warknęła po czym zniknęła za drzwiami.
Po kąpieli, w samym ręczniku stanęłam przed lustrem, żeby rozczesać mokre włosy. Dotknęłam mojego barku, który był splamiony ciemnym sińcem. Kilka krwiaków szpeciło także moje obojczyki. Bałam się spojrzeć na rany znajdujące się na brzuchu, dlatego przebrałam się szybko i niepostrzeżenie wślizgnęłam do łóżka. Długo nie mogłam usnąć. Przekładałam się z boku na bok, a sen wciąż nie chciał przyjść. Słyszałam tylko jak Tata oddelegowuje Spritza. Znudzona poszłam do łazienki, której ściana graniczyła z sypialnią Josepha i Cynthii. Mimo późnej pory, nie spali. Słyszałam ich rozmowę, która nigdy nie powinna dotrzeć do moich uszu.
-Cynthia, kochanie, nie mogę jej oddać ot tak, bez powodu. I tak skrzywdziłem ją dzisiaj na Twoje żądanie ! Wychowałem ją i...
-Co mnie to obchodzi ? Ma zniknąć z naszego domu ! Przecież musi mieć jakąś rodzinę. I znajdź mi dobrego lekarza, chyba jestem w ciąży...
-Dobrze. Siostra Beatki jest lekarką, ściągnę ją dla Ciebie, a potem obie odeślę.
-Tylko szybko. Nie chcę, żeby przeniosły jakieś choroby, wszy czy inne polskie cholery.
-Oczywiście.
Zasłoniłam usta dłonią. Czy oni powariowali ? Dobrze, że nie postanowili od razu wywieźć mnie do Oświęcimia ! Teraz było pewne, że do rana nawet nie zmrużę oka. Całą noc ich słowa chodziły mi po głowie. Wiem, że Ojciec jeszcze przed nastaniem jutrzenki wykonał telefon w sprawie Cioci. Bałam się. Bałam się, jak nigdy wcześniej. Przysnęłam dopiero, kiedy zaczynało się rozwidniać. Przyśniła mi się Mama, która kazała mi uciekać. Byłyśmy w lesie, a ja nie miałam pojęcia, w którą stronę biec. Pamiętam, że kazała mi także odnaleźć Gabrysię, twierdząc, że tylko przy niej mogę być bezpieczna. Do codziennej rzeczywistości przywróciła mnie Roxana.
-Wstawaj, Ojciec Cię woła ! -krzyknęła nad moim uchem.
Nigdy nie zdarzyło mi się doprowadzić się do porządku w takim tempie. Kiedy zeszłam na dół, wszyscy siedzieli już przy stole.
-Przygotuj jakieś najgorsze rzeczy Mamy dla nowej lekarki. -zerknął na żonę. -A teraz siadaj i jedz.
Nim odnaleziono Gabrielę minęło kilka miesięcy. Przez cały ten czas siedziałam jak na szpilkach i modliłam się, żeby to była ona. Doskonale pamiętam dzień, kiedy przywieziono ją do naszego domu. Widać było, że ktoś zadbał o jej wygląd. Została dokładnie przygotowana – schludne ubranie, świeżo umyte włosy spięte w wręcz idealny kok, zadbane dłonie.
Na jej przyjazd cała rodzina została wezwana do salonu. Została wprowadzona w towarzystwie dwóch strażników. W jej oczach widziałam strach i chęć ucieczki. Jej ciało drżało, a usta nie wyrażały żadnych emocji. Gdybym mogła od razu pobiegłabym do niej. Nawet zerwałam się w jej kierunku, ale Ojciec złapał mnie za rękę i zbliżył usta do mojego ucha.
-Zostaw, to jest brudna Polka. Masz się trzymać od niej z daleka. -szepnął przez zaciśnięte zęby.
-Pani Doktor Gabriela Zarembska. -jeden ze strażników przedstawił kobietę.
-Witam. To jest moja żona, Cynthia, którą będzie się Pani zajmować. A to dzieci. -wskazywał ręką po kolei. -Roxana, Martin, Helga. I ta, Klara.
Przełknęłam gulę, stojącą w moim gardle, żeby pohamować wzruszenie. Nie obchodziło mnie nawet to, że zapomniał mojego imienia.
-Córka zaprowadzi Panią do pokoju i da jakieś rzeczy. -skinął głową.
-Proszę za mną. -szepnęłam. Wraz z nią ruszyli oficerowie. -Proszę tu zostać, ufam tej Pani. -powiedziałam przed drzwiami sypialni.
Położyłam palec na usta,uciszając kobietę. Zdawałam sobie sprawę, że ściany mają uszy. Wyjęłam kilka ubrań Mamy, Jej szczotki i buty.
-To jest najpiękniejsza sukienka Mamy. -wskazałam na rozkloszowany strój w kolorze granatowym, pokryty białymi grochami. -Przyjdę do Ciebie, kiedy będziemy same w domu. Uważaj, tutaj każdy wszystko widzi i słyszy.-szepnęłam i przechodząc obok niej, palcami musnęłam jej dłoń.
Moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Takie upewnienie, że już nie jestem sama. Że już nie muszę bać się niczego. Że jest blisko mnie ktoś, kto obroni mnie przed złem całego świata.
Otworzyłam drzwi i zaprowadziłam ją do jej sypialni. Widziałam, że nie do końca mi ufa. Niepewnie weszła do środka, oglądając się za siebie co chwilę. Przechodząc przy łóżku, przejechała ręką po pościeli i podeszła do okna.
-Po co tak naprawdę mnie tu ściągnął ? -po raz pierwszy usłyszałam jej głos.
Był naprawdę anielski - taki delikatny i czuły, a zarazem pełen strachu. Nieco inny niż zapamiętałam.
Nawet nie oderwała wzroku od krajobrazu. Zbliżyłam się do niej, położyłam prawą dłoń na jej prawym ramieniu, a głowę oparłam o drugie.
-Ciociu... -zająknęłam się, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. -Będzie dobrze, zobaczysz.
-Proszę się odsunąć ! Generał zabronił tak bliskich kontaktów. -usłyszałam głos strażnika.
-Wiedziałam, że Pan cały czas patrzy, oficerze. -powiedziałam beznamiętnie. -Taka próba Pana lojalności, sam Pan rozumie. -skłamałam.
Mężczyzna był zszokowany moimi słowami. Próbował nawet coś powiedzieć, ale nie mógł tego wydusić. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie, wiedząc, że ciągle przyjmuje rozkazy śledzenia mnie i nawet nie próbuje tego ukrywać.
-Do zobaczenia, Pani Doktor. -puściłam jej perskie oczko, a Ona pokiwała głową. -Nieładnie podsłuchiwać, oficerze. -szepnęłam wychodząc.
Teraz byłam pewna, że nie przekaże informacji o tym zdarzeniu Ojcu. Wróciłam do sypialni, mijając się po drodze z Roksaną. Uśmiechnęłam się do niej dominująco. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, a może i obrzydzeniem i przeszła dalej. Siadłam na łóżku, wzięłam w dłoń zdjęcie mojej matki i przetarłam je ręką. Wydawało mi się, że uśmiecha się jakby szerzej, niż zwykle.
-Jesteśmy bezpieczne, Mamo. -szepnęłam.
Gdyby ktokolwiek widział to zdarzenie, uznałby mnie za osobę z urojeniami - rozmawiałam z rzeczą martwą, ba, nawet liczyłam na jej reakcję. Na szczęście byłam sama. I przez dłuższy czas uniemożliwiono mi wszystkie kontakty, nawet z domownikami.