piątek, 7 marca 2014

"Z piekła do raju": Stary kufer: "Pamiętnik Gabrieli (I)"

Wybaczcie, że tak długo nic się nie pojawiało - niby ferie, a roboty miałam po łokcie - raz, że sprawy osobiste, a dwa - do 17 marca mam sprawdzian z dosłownie każdego przedmiotu, nawet religii. Sądzę, że wszystko tak porządnie wróci do normy około Wielkanocy, ale mam nadzieję, że za kilka dni uda mi się wrzucić kolejny rozdział. Nie przedłużam i zapraszam do czytania.




Wczoraj dostałam list. Szara zniszczona koperta opatrzona kilkoma znaczkami i pieczątkami. Jeszcze Jej nie otworzyłam, a już doskonale wiedziałam, co znajduje się w środku. Julian bawił się w swoim pokoju. Dokładnie pamiętam, że udawał aktora - od małego wiedział kim chce zostać w przyszłości. Położyłam list na stole i poszłam do jego pokoju. Zajrzałam do dziecka i uśmiechnęłam się ciepło.
-Spójrz, kochanie, jak jest już ciemno. Musisz już iść spać. -chłopiec przytulił się do mnie. - Ale Ty pięknie pachniesz po tej kąpieli. -pocałowałam go w policzek. -Kładź się, to zgaszę Ci lampkę. Kolorowych snów.
-A mogę jeszcze chwilkę posiedzieć ? -poprosił, a ja przecząco pokręciłam głową. -To może chociaż mi poczytasz ?
-Nie dzisiaj, skarbie. Mamusia jest bardzo zmęczona, śpij już. -zgasiłam światło i wyszłam.
-Kocham Cię, Mamusiu ! -usłyszałam na odchodne.
-Ja Ciebie też kocham, Synku. -uśmiechnęłam się i zamknęłam za sobą drzwi.
Uśmiech przerodził się w grymas bólu. Kilkakrotnie okrążyłam stół, na którym leżał ten koszmarny list. “Jeśli go otworzę, jakaś część mnie po prostu umrze.” -pomyślałam. W końcu usiadłam na krześle i wzięłam kopertę w ręce. Obejrzałam ją z każdej strony, przeczytałam pieczątki, dokładnie obejrzałam znaczki. Wyczekałam moment, kiedy Julek już spał. W końcu musiałam go otworzyć. W gruncie rzeczy nie było to potrzebne. Nie musiałam czytać tej pieprzonej formułki, żeby wiedzieć, co się stało. Powoli rozdarłam kopertę. Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie, utrudniając działanie. Przełknęłam gulę stojącą w moim gardle. “Poległ na polu walki”“. To mi wystarczyło. Gardło zacisnęło mi się, mój Dawid, mój mąż z którym byłam właśnie w ciąży nie żył.
Kto teraz będzie mnie bronił ? Mnie i moich dzieci ? Jak to w ogóle możliwe, że dokładnie tydzień temu siedział przy mnie i zapewniał, że wszystko będzie dobrze, a teraz mnie zostawił ? Zawsze wracał po tygodniu, miesiącu, pół roku, ale teraz miała być to wieczność. Dopiero co zdążyliśmy się wyprowadzić od moich rodziców, kupiliśmy mieszkanie w kamienicy. Ale teraz nie dałabym sobie rady. Mimowolnie zaczęłam płakać. Łzy leciały mi jak groch. Wstałam od stołu i podeszłam do okna. Niebo płakało razem ze mną. Dotknęłam dłonią zimnej szyby i spojrzałam na ścigające się krople. Gdzieś między nimi widziałam dwoje młodych ludzi, którzy stojąc na chodniku wirowali we wspólnym tańcu. Byli tacy radośni, szczęśliwi, tak jak my kiedyś… Przymknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Z powrotem spojrzałam za okno, lecz nikogo tam nie było.
-Dzień dobry, Gabrysiu. -usłyszałam miękki głos, który znałam już od lat. Ten sam, który składał mi przysięgę małżeńską. Ten sam, który mówił, jak bardzo mnie kocha. Ten sam, który… obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi. -Kochanie, dlaczego płaczesz ? Przecież wiesz, że przez wszystko przejdziemy razem.
-Dawid ? -odwróciłam się i rozejrzałam po pokoju. -Dawid, gdzie jesteś ? -zaczęłam nerwowo biegać po mieszkaniu, co rusz wołając jego imię, jednak z każdym razem ciszej. -Dawid…
Osunęłam się po ścianie na podłogę. Przecież go słyszałam, on musi tu gdzieś być, do cholery ! Zaczęłam głośno szlochać, nie zwracając uwagi na to, że mogę obudzić dziecko.
Poczułam ciepło czyjegoś ciała. Ktoś dotknął mojego policzka, ocierając łzę. Następnie przegarnął kosmyki opadające na moją twarz i musnął moje usta. To musiał być On. Otworzyłam zaciśnięte powieki i rozejrzałam się wokół, poszukując mojego męża. Znów nikogo nie było. W drzwiach pojawił się mój syn. Przecierając rączką zaspane oczy podszedł do mnie i mocno się przytulił.
-Mamusiu ? Śnił mi się Tatuś, mówił, że już nie wróci, ale będzie na mnie patrzył i kazał być mi bardzo grzecznym. On nie mówił prawdy. -stwierdził patrząc na mnie. -Powiedz, że wróci, Mama, powiedz, że wróci !
-Kochanie… -przytuliłam go, ale mój płacz stał się jakby głębszy. -Tatusia zabrały anioły, żeby mógł dalej bronić ludzi, a zwłaszcza nas, wiesz ? -pocałowałam go, chcąc zapewnić mu chociaż złudne poczucie bezpieczeństwa.
Dziecko zaczęło płakać razem ze mną. Usnął opierając się o mnie. Wiedziałam, że w tak zaawansowanej ciąży nie powinnam dźwigać, jednak teraz już wszystko było mi zupełnie obojętne. Wzięłam go na ręce i zaniosłam do ciepłego łóżka. Nie spałam całą noc. Bo niby jak ? Miałam leżeć w naszym wspólnym łóżku sama, wiedząc, że nic już nie będzie takie samo ? Że jedyna osoba, którą pokochałam bezwarunkowo miała nigdy nie wrócić ? Widziałam jak chodził po mieszkaniu, co rusz krzycząc “Gabrysiu, gdzie moja koszula ?”, “Gabryś, wrócę za dwa tygodnie. Dbaj o siebie, Julianka  i dzidziusia !”, “Kochanie, mam ! Nazwijmy ją Antosia albo Hania, a chłopca Michaś albo Jaś !”, “Gabciu, kocham Cię !”. A ja zawsze uśmiechałam się do niego czule. Nigdy nie musiałam nic mówić - i tak wiedział, o czym myślę. Ale to wszystko już się skończyło. Jakbym została pochowana za życia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie zapraszam do komentowania, nawet jeśli ma być to krytyka. Każdą wskazówkę, poprawkę biorę sobie do serca, co pozwala być co raz lepszą w tym, czym się zajmuję. Ty także możesz mi pomóc.