poniedziałek, 16 grudnia 2013

"Z piekła do raju": Rozdział II: "Spotkanie"

Witajcie,
pomyślałam, że skoro mi zrobiono miłą niespodziankę i przełożono sprawdzian na połowę stycznia, ja zrobię taką samą przyjemność Wam. Do końca tygodnia jestem zupełnie wolna, więc istnieją duże szanse, że opowiadanie "ruszy z kopyta". Zapewne pojawię się bliżej świąt z życzeniami, może nawet z kolejnym rozdziałem, a tymczasem przekazuję na wasze ręce drugą część mojej historii - krótką i spokojną. Obiecuję, że w III/IV części akcja zacznie rozkręcać się na dobre. 
Trzymajcie się ciepło,
Olienne

PS Chciałabym zorientować się ile osób tylko odwiedza mojego bloga, a ile rzeczywiście go czyta - ułatwiłby mi to jakikolwiek kontakt, ślad po tych drugich osobach - komentarz, wiadomość mailowa, kontakt na asku. W ten sposób będzie mi łatwiej zmotywować się do pracy, a co za tym idzie, będę wrzucać więcej. Z góry dziękuję.

***

Rozdział 2

"Spotkanie"

Po kilkunastu dniach, wreszcie czułam, że mogę żyć jak dawniej. Chociaż mijałam Gabrielę tylko na korytarzu, byłam z siebie dumna. Czasem otarłyśmy się ramionami, czy też dłońmi, a miałyśmy wrażenie, jakbyśmy rzuciły się sobie w ramiona. Zachowywałam się, jakby wszystko było w idealnym porządku. Poznałam córkę jednego z przyjaciół mojego Taty, nawet się zaprzyjaźniłyśmy. Miała na imię Sara i była naprawdę cudowna. Miała piękne, długie, brązowe włosy i niebieskie oczy. W gruncie rzeczy, była nieco podobna do mnie. Jej także nie podobało się to, co obecnie działo się w Europie. Miałyśmy masę wspólnych tematów, ale nie miałam odwagi zapoznać Jej z moimi sekretami.
Wciąż byłam w kontakcie z oficerem von Spritzem. Kilka dni temu zadzwonił do mnie, informując o niespodziance. Umówiliśmy się na spotkanie. Kiedy dotarłam na miejsce, Alexander już siedział przy stoliku.  Na mój widok wstał i uśmiechnął się ciepło.
Szczerze mówiąc, bardzo go ceniłam, a nawet lubiłam, jako człowieka. Uważałam go za przyjaciela. Najprościej mówiąc - ufałam mu. Nie miałam zielonego pojęcia o co może mu chodzić tym razem, ale nie czułam żadnej obawy. Wręcz przeciwnie, nie mogłam doczekać się tego spotkania.
-Dzień dobry, oficerze. -powiedziałam entuzjastycznie.
-Dzień dobry, widzę, że już wiesz co się kroi. -uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Proszę mówić, nie mogę się doczekać. -ponagliłam.
-Spotkałem Juliana. -te słowa wprawiły mnie w osłupienie.
-Nie… Niemożliwe, gdzie on jest ? -zerwałam się jak oparzona i chwyciłam dłonie rozmówcy. -Mów, błagam, mów !
-Widzisz tego blondyna w rogu sali ? Możesz do niego iść. -skinął głową. -No, dalej, to Twój brat.
Nie byłam pewna, co do jego słów. Gdyby jednak okazało się, że jest to Julek, byłabym wniebowzięta. Musiałam spróbować. Wstałam i wolnym krokiem skierowałam się w stronę stołu. Zacisnęłam zęby i zbliżyłam się do niego. Chłopak oderwał się od krzesła, delikatnie uśmiechnął i mocno mnie przytulił.
-Klara, gdzieś Ty się podziewała… -szepnął mi do ucha.
Wszystko zaczynało się układać. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo to co zdarzyło się kilka dni później, zupełnie odmieniło moje życie. Przynajmniej mogliśmy być wszyscy razem, bez obawy, że wojna kogoś nam zabierze.
Julek długo nie wypuszczał mnie z ramion, jakby bał się, że znowu gdzieś przepadnę. Oderwałam się od jego ciała dopiero po dłuższej chwili.
-Julian, musimy pogadać. Usiądź, proszę. -sama także usiadłam, dokładnie naprzeciwko brata.
-Stało się coś ? -zapytał, łapiąc moją dłoń.
-Tak się cieszę, że Cię widzę. -spojrzałam w jego niebieskie oczy. -Twoja Mama jest u nas, opiekuje się Cynthią. Jeśli chcesz się z nią spotkać, przyjdź dzisiaj wieczorem. Familia wychodzi na bankiet, ja zostanę.
-Dzięki Bogu, że żyje. -ukrył twarz w dłoniach i odetchnął głęboko, jakby z ulgą.
Nie mogliśmy dłużej rozmawiać, miałam wrażenie jakby ktoś nas cały czas obserwował. Nie myliłam się. Alex podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia.
-Musimy już iść, Gestapo się tu kręci. -spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Julian… Uważaj na siebie, kiedy będę sama, 3 razy mrugnę lampką prosto w okno. -uśmiechnęłam się, ale w moich oczach zakręciły się łzy. -Kocham Cię i błagam, uważaj na siebie…Do zobaczenia wieczorem.
Wstałam od stolika. Aleksander chwycił mnie pod rękę i wyprowadził z lokalu, bezpośrednio do samochodu. Starał się nie wzbudzać podejrzeń, ale mimo wszystko zostaliśmy zatrzymani przez niemieckie wojsko i poproszeni o okazanie dokumentów. Mimo władających moim ciałem emocji, musiałam zachować spokój. Spritz odwiózł mnie do domu. Zatrzymał się ulicę wcześniej, żeby Ojciec niczego nie podejrzewał.
To co działo się w Stolicy było koszmarne. Na ulicach graniczących z gettem leżały ciała zabitych Żydów. Kiedy dowiedziałam się, że jest to sprawka Taty, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Wstydziłam się, że jest moim ojcem. Byłam zbyt wrażliwa, zupełnie nie przygotowana na te czasy. Odkąd pamiętam, chciałam poświęcić się dla innych ludzi, a że “blokowała” mnie własna rodzina, nie było już moją winą. Ale cierpiałam. Czasami cierpienie psychiczne jest o wiele gorsze, niż to odczuwane przez nasze ciało. Zwłaszcza, jeśli mowa o bezsilności.
Warszawę zapamiętałam jako miasto kultury - piękne i niepowtarzalne, a to co z niego zostało, było ruiną, czymś o czym wolałabym zapomnieć.
Gdy weszłam do domu, w salonie siedziała Sara. Rozmawiała z Roxaną - aż bałam się pomyśleć, jakich ciekawostek się o mnie dowiedziała. Kiedy stanęłam w drzwiach, dziewczyna wstała, podeszła do mnie i cmoknęła w policzek.
-Serwus. -uśmiechnęła się sympatycznie. -Możemy iść  gdzieś, gdzie nie będzie Twojej siostry ?
-Serwus, pewnie. Zapraszam do ogrodu. -odwróciłam się w stronę kuchni. -Brigitte, mogłabyś przynieść nam herbatę i coś słodkiego do ogrodu ? -zapytałam uprzejmie.
Kobieta zgodziła się, a ja chwyciłam koleżankę pod rękę i zaprowadziłam za dom. Usiadłyśmy przy stoliku, który znajdował się z dala od budynku.
Ogród był naprawdę piękny - pełen roślin, zwłaszcza kwiatów, które tworzyły cudne klomby. Uwielbiałam spacerować tworzonymi przez nie alejkami, najlepiej w samotności, nie bojąc się, że ktoś może usłyszeć moje głośne myśli. A myślałam w tym czasie dużo i często, zazwyczaj o mamie. Minęło tyle lat, a ja co rusz wracałam do niej wspomnieniami. Dokładnie pamiętałam jej nadzwyczajną urodę i ciepły, bardzo delikatny głos. Często wyobrażałam sobie w tym czasie sytuacje, które mogły się zdarzyć, gdyby nie umarła. Nie miałam do niej żalu, to nie była jej wina, że Bóg zawołał ją do swojego Królestwa, ale przez cały czas potrzebowałam kogoś, kto mógłby powiedzieć, że mnie kocha bez względu na wszystko. Kogoś, kto mógłby być dla mnie wsparciem w każdym momencie. Sądzę, że to właśnie było powodem mojego przywiązania do Gabrysi. Przecież nie mogłam liczyć na takie zachowanie ze strony Taty czy Cynthii, a tym bardziej obcych mi ludzi. Sara bardzo starała się być taką osobą, ale to nie było to samo, choć byłam jej za to naprawdę  wdzięczna.
-O czym chciałaś porozmawiać ? -siadając na starym, wiklinowym krześle podwinęłam pod siebie nogi, w całości zakrywając je sukienką. Uśmiechnęłam się także, dając koleżance do zrozumienia, że spokojnie może zacząć mówić. Nie bałam się już niczego, bo co mogło nam się teraz stać ? Razem z Gabrielą byłyśmy w domu mojego ojca, który nie miał szans być zaatakowanym, a w najbliższym czasie miał przyjść do nas Julek.
-Wyprowadzam się. -szepnęła, tym samym ścierając uśmiech z mojej twarzy. Spojrzałam na nią znacząco, jakbym prosiła o powtórzenie, ponieważ nie do końca wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. -Wracamy do Berlina, ale nie martw się, będę do Ciebie pisała. -wstała i objęła mnie. Westchnęłam głęboko godząc się z myślą, że teraz nie będę miała w pobliżu rówieśników.
-Dobrze, będę czekać. -przytuliłam ją jeszcze mocniej niż do tej pory.
-Muszę iść. Do zobaczenia. -”odkleiła” się ode mnie i uśmiechnęła smutno.
-Pa… -szepnęłam już sama do siebie, gdyż Sara zniknęła za ogrodzeniem.
W tym czasie Brigitte przyniosła to, o co ją prosiłam kilka minut temu. Była zdziwiona, że zostałam sama. Wzięłam od niej herbatę i ciastka, a następnie wróciłam do swojej poprzedniej pozycji. Znowu siedziałam i myślałam. Od pewnego czasu było to moim głównym zajęciem, zaraz po wizytach guwernantki. Zostałam tam do zmierzchu, a czas przemknął mi niezauważalnie. Familia już przygotowywała się do wyjścia - dziewczyny okupowały lustra i łazienki, a Tata, nie mogąc już się doczekać, sączył koniak, rozmawiając z kucharzem. W końcu zjawił się obok mnie. Nie zauważyłam go… W pewnym momencie spojrzałam na niego nieobecnym, wręcz pustym wzrokiem. Chyba widział, że wcale nie jest mi dobrze. Przykucnął obok mnie, opierając się dłonią o moją łydkę i zaczął mówić.
-Klara, przepraszam Cię za moje zachowanie. Doskonale wiesz, że nie chciałem Cię skrzywdzić… Z resztą, po co ja Ci to wszystko mówię, jestem zwykłym idiotą, nieczułym draniem. -wstał i krzyżując dłonie, położył je na karku. Chyba liczył na to, że zaprzeczę jego słowom, ale ja nie mogłam tego zrobić. Powinien liczyć się z tym, kiedy uderzył mnie po raz pierwszy. Milczałam.  Odwrócił się z powrotem twarzą w moją stronę i spojrzał mi w oczy, które dalej nie wyrażały żadnych emocji.
-Błagam, nie zachowuj się wobec mnie tak oschle ! - nie zareagowałam. Cały czas milczałam, dając mu do zrozumienia, że krzywdzi mnie na każdym kroku. -Klareńko…
W jego oczach widziałam żal, ale co z tego, skoro na kolejną prośbę Cynthii był w stanie uderzyć mnie po raz kolejny, i tak do końca, póki mnie nie zatłucze. Byłabym nawet skłonna uwierzyć w szczerość jego słów, ale znałam go zbyt dobrze.
-Jeśli chcesz, możesz zostać dzisiaj w domu, zaproś Sarę albo nawet idź do Gabryśki. -szepnął.
-Dziękuję. -odpowiedziałam.
Ojciec odwrócił się i poszedł do domu. Chciałam zaczekać aż wyjdą, więc powoli zebrałam używane przeze mnie naczynia i zaniosłam je do kuchni. Samodzielnie pozmywałam i poszłam do sypialni. Miałam poczucie winy w związku z moim zachowaniem wobec Taty. Chyba nie powinnam…
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a następnie odgłos silnika. Kiedy samochód zniknął mi z oczu, upewniłam się, że w pobliżu nie ma strażników i ściągnęłam do siebie Juliana. Po dziś dzień pamiętam towarzyszącą mi adrenalinę - rozglądałam się jakbym miała omamy, każdy hałas wydawał mi się podejrzany, a gdy już znaleźliśmy się w moim pokoju, byłam spocona jak mysz.
-Zaczekaj tu na nas, wrócę z Ciocią. -szepnęłam i znów wyszłam na korytarz.
Zapukałam cichutko do drzwi jej pokoju, a kiedy usłyszałam zaproszenie, weszłam do środka. Gabriela stała na baczność, a w jej oczach znów widziałam strach. Nie mam pojęcia jak mogła żyć w takim stanie dzień w dzień. To musiało być dla niej istnym koszmarem. Na mój widok pobladła i jakby odetchnęła z ulgą. Wydaje mi się, że nie wiedziała, czego może się po mnie spodziewać. Nie ufała mi i to było najbardziej przykre.
-Mogę ? -zapytałam niepewnie.
Gabriela skinęła twierdząco głową, a ja weszłam w głąb pokoju. Sądzę, że płakała, choć wstydziła się przyznać, ponieważ w moich oczach była nadzwyczaj odważną kobietą. Nie chciała tego zepsuć. Kiedy znalazłam się blisko niej, zauważyłam, że miała czerwone i nieco opuchnięte oczy. Nienawidziłam patrzeć jak cierpi. Miałam wtedy wrażenie, że ja także zaczynam się rozpadać jak stłuczona porcelana. Zamknęłam drzwi i podeszłam do niej.
-Boże Święty, Ciociu… -chwyciłam jej dłonie, jednak wyrwała mi je.
Odwróciła się i podeszła do okna, po czym skrzyżowała ręce na piersiach. Martwo wpatrywała się w jeden punkt, a ja miałam wrażenie, jakbym skrzywdziła ją bardziej niż ktokolwiek inny. W moich oczach zakręciły się łzy.
-Dlaczego Ty mi to robisz ? -powiedziała zachrypniętym głosem i odwróciła głowę, żeby spojrzeć na mnie z wyrzutem.
-Ale co ja robię ? Powiedz mi, w jaki sposób Cię krzywdzę, a obiecuję, że przestanę. -słone krople popłynęły po moim policzku. Przecież próbowałam ją ratować, starałam się, żeby było jej dobrze, więc nie miałam zielonego pojęcia dlaczego to powiedziała.
-Próbujesz mnie otumanić, udajesz, że Ci zależy, a tak naprawdę, działasz dla Twojego ojca. -zbliżyła się do mnie.
-Tak ? To spójrz na to i powiedz mi to jeszcze raz, patrząc mi prosto w oczy. -odsłoniłam obojczyki, następnie ramiona i brzuch, które znów były całe w sińcach. -Zrobił to samo, kiedy dowiedział się, że byłam u Ciebie, na Pawiaku, a musiałam kłamać. -Gabrysia była wyraźnie zszokowana. Chyba dopiero dotarły do niej moje zamiary. -Julian czeka na Ciebie w moim pokoju. Jeśli będziecie mnie potrzebować będę w salonie. -wyszłam na korytarz zupełnie nie zwracając uwagi na kobietę.
-Klara ! -wybiegła za mną. -Przepraszam, ale nie masz pojęcia co przeszłam, jak trudno jest teraz zdobyć moje zaufanie. -wychlipała.
Pokręciłam głową. Musiałam Jej pomóc, chociażby miało to się odbyć moim kosztem. Chciałam powiedzieć Jej wszystko co wiem na temat Jej przyszłości. Zawróciłam.
-Tata ściągnął Cię tu, bo chce nas obie odesłać, żeby mógł spokojnie żyć z nową rodziną. -zdradziłam. -Oprócz Mamy, nigdy nikogo nie kochałam tak jak Ciebie ! Ale teraz ? Teraz nie wiem co czuję, potraktowałaś mnie jak intruza, który chce Ci zaszkodzić.
Ona także płakała, i tym razem było to przeze mnie. Mimo wszystko nie miałam poczucia winy. Chyba obie potrzebowałyśmy tej szczerości, która była takim elektrycznym wstrząsem dla naszych relacji. Moje własne słowa sprawiły, że serce stało się ruiną. Łzy płynęły mimowolnie, nadając całej sytuacji dramatyzmu. Gabrysia postanowiła to wszystko przerwać.
-Przepraszam, Klareńko, nie wiedziałam… -wyszeptała i przytuliła mnie. Nie odepchnęłam Jej, nie zareagowałam w nerwowy sposób, po prostu odwzajemniłam Jej reakcję. -Ty też musisz mnie zrozumieć. Ostatnie miesiące były dosłownie walką o przeżycie. Nie masz pojęcia, ile osób zginęło na moich oczach, ile strzałów słyszałam, ilu współlokatorów nie wróciło do celi. Myśl, że wśród nich mogłam być ja nie ułatwia niczego.
-Wybacz. -nie mogłam oderwać się od Jej ciała. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o czekającym na nas Julku. Odsunęłam się momentalnie i ujęłam Jej dłonie,  patrząc prosto w oczy, które jakby były nieco spokojniejsze niż przed chwilą. Od dawna nie czułam takiej więzi z inną osobą, tym bardziej, że nie widziałam Jej kawał czasu.
-Chodźmy, Julian na pewno zaczyna się niepokoić. -powiedziałam ocierając ostatnią łzę.
Kobieta tylko skinęła głową i prawie biegnąc udała się do mojej sypialni. Poszłam zaraz za nią, a sytuacja, którą zobaczyłam, po raz pierwszy od dawna sprawiła, że się wzruszyłam. Julian zachowywał się jak mały chłopiec, któremu Matka kupiła zabawkę. Doskonale widziałam jak bardzo ją kochał. Przez dobre parę minut znajdowali się w uścisku, a ja obserwowałam ich z boku. Sądzę, że każde dziecko powinno darzyć Mamę takim szacunkiem, z jakim robił to Julek. Prawdę mówiąc, ja nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego, choć bardzo tego chciałam. Pewnie gdyby Mama żyła, zachowywałybyśmy się identycznie jak oni. Ale to tylko moje przypuszczenia, wszystko przede mną.
-Mamo… -Julek długo nie mógł wydusić z siebie tego słowa. Moim zdaniem, był pewien, że już nigdy nie zwróci się do niej w ten sposób w miejscu innym niż cmentarz. Wiedziałam co czuł, choć, kiedy ja przeżywałam to samo, nie do końca rozumiałam całą sytuację.
-Już dobrze, kochanie… -Gabrysia położyła dłonie na blond włosach chłopaka, jednocześnie przyciskając go do swojego ciała i po raz kolejny, obsypując pocałunkami. -Teraz będzie tylko lepiej. -szepnęła.
Patrząc na nich, przechodziły mnie ciarki. Nie byłam zazdrosna, chociaż chyba powinnam. Traktowałam ich jakbym nie miała bliższej rodziny, cieszyłam się ich szczęściem, nie zważając na konsekwencje, które mogło pociągać za sobą moje zachowanie. Uśmiechnęłam się pod nosem, bez słowa, obserwując zaistniałą sytuację. Szczerze mówiąc, na taki widok, serce samo się radowało.
-Boże święty, dziecko, gdzieś Ty się podziewał ? -nieco pewniejszym głosem, Ciocia rzuciła pytanie. Zabrzmiało, jakby miała pewien żal, pretensję wobec syna, że nie dał Jej żadnego znaku życia.
-Mamo, nieważne, liczy się to, że żyjemy. -objął Jej dłonie i złożył na nich czuły pocałunek.
-A co z Twoją Basią ? -wspomniała o kobiecie, której nie było dane mi poznać.
-Basia ? Basia jest służącą u Spritza, spotykamy się. Twierdzi, że trafiła naprawdę dobrze - może wychodzić, spotykać się z innymi ludźmi, pod warunkiem, że zawsze będzie posprzątane, ugotowane. -uśmiechnął się, jakby z ulgą.
-Zostawię was samych, gdyby coś się działo, będę w kominkowym. -wyszłam na korytarz.
Oparłam się o białe drzwi mojego pokoju, uśmiechając się do samej siebie. Dawno nie byłam tak szczęśliwa - wszyscy, których kochałam byli w tym samym miejscu co ja. Boże, ile czasu musiałam czekać na taką chwilę… Poszłam do kuchni i w towarzystwie Brigitte zaparzyłam sobie rumianek. Przez moment bawiłam się zaparzaczem, po czym udałam się do pokoju kominkowego. Usiadłam na ziemi, otulając dłońmi kubek i patrzyłam na tlący się ogień.
„-Skarbeńki, jeśli chcecie, to zbierzcie kwiatki, zrobię wam wianuszki. -ciemne włosy opadały na jej ramiona, odziane w błękitną sukienkę. Słodki uśmiech ozdabiał jej bladą twarzyczkę, która ukrywała dziejące się w jej sercu piekło. Jak tylko mogła, starała się ukryć cierpienie.
-Mamo, ale ja już umiem sama zrobić sobie wianek, wiesz ? -starsza dziewczynka była bardziej podobna do ojca niż do matki, ale miała jej oczy. Była naprawdę zdolna, nie dość, że mimo młodego wieku biegle mówiła w dwóch językach, potrafiła także pięknie malować.
-A nauczysz mnie ? -młodsza zaś, w każdym calu wyglądała jak jej matka – miała długie, ciemne włosy i orzechowe oczy, a lat dokładnie 5. -Bardzo, bardzo ładnie proszę. -narzuciła akcent na przedostatnią sylabę.
-Ale i tak, to ja będę robiła ładniejsze ! -rzuciła i pobiegła na polanę starsza.
-Marcelinka, zaczekaj na siostrę! Biegnij kochanie. -matka pomogła młodszemu dziecku.”

Tak, takie obrazy i dokładnie te słowa wracały we wspomnieniach. Wspomnieniach dobrego dzieciństwa, które mogło być naprawdę piękne, a przypadek sprawił, że takie nie było.
Nie mam pojęcia ile czasu spędziłam na przywoływaniu tej sytuacji. Dopiero kiedy usłyszałam cichutkie skrzypnięcie drzwi, wróciłam do świata żywych. W drzwiach pokoju stała Gabrysia. Chyba obserwowała mnie od jakiegoś czasu, ale ja tego nie zauważyłam. Bo niby kiedy ? Wspominając Mamę czy Marcelę?
-Gdzie Julian ? -odwróciłam głowę w kierunku Cioci.
-Poszedł już. -uśmiechnęła się nieśmiało. Była nieco speszona, jakby zawstydzona swoim poprzednim zachowaniem. -Dziękuję Ci.
-Nie ma za co. -utkwiłam wzrok w kubku, „otulając” wystygły napój. -Gniewasz się na mnie ? -rzuciłam cichutko.
Zareagowała równie cichym chichotem. Chyba był to pierwszy raz odkąd przyjechała do naszego domu. Podeszła do mnie i przykucnęła, żeby być na tej samej wysokości co ja. Spojrzałam na Nią, nie do końca wiedząc, co chce zrobić. Przytuliła mnie. Musiało być to dla niej naprawdę trudne, do tej pory unikała jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. A ja odwzajemniłam uścisk. Nie miałam powodu, żeby tego nie zrobić, a poczułam się o wiele lepiej.
-Chyba najwyższa pora, żeby iść spać, co Ty na to ? -spojrzała na mnie. -Nawet nie chcę myśleć o reakcji Twojego Ojca, kiedy by się dowiedział.
Objęła mnie ramieniem i w tej pozycji razem poszłyśmy na górę. Powinnyśmy rozstać się na korytarzu, ale nie chciałam kończyć tego wieczoru. Położyłam dłoń na klamce i wstrzymałam się. Odwróciłam się w stronę kobiety.
-Ciociu... Posiedzisz ze mną jeszcze chwilę ? -zapytałam z nadzieją.
-Pewnie, skarbie. Idź się kąpać, a ja za moment przyjdę do Ciebie. -znowu się uśmiechnęła.
Kochałam ten wyraz Jej twarzy. Maskowała swoje uczucia i doskonale o tym wiedziałam, ale przynajmniej nie rozklejałam się w jej towarzystwie. Udawała szczęśliwą, a po tym co przeszła, dochodzę do wniosku, że była perfekcyjną aktorką.
Kiedy wróciła, leżałam już w łóżku. Usiadła obok mnie, dzięki czemu widziałam jak bardzo jest zmęczona. Było mi wstyd, że jeszcze nie pozwoliłam Jej iść spać, tylko wymuszałam rozmowę.
-Nie chciałam, żebyś odebrało to wszystko w ten sposób.
-Wiem, kochanie. -weszła mi w słowo. -Nie powinnam reagować tak gwałtownie, przecież chciałaś dobrze. -dotknęła mojej dłoni.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo za Tobą tęskniłam, ile Cię szukałam. Myślałam, że nie żyjesz. -spuściłam głowę.
-Nawet nie masz prawa tak myśleć. -przegarnęła włosy z mojej twarzy. -Obiecuję, że już więcej nie pozwolę, żeby ktokolwiek mi Cię zabrał. -przytuliła mnie, dając do zrozumienia, że zostanie specjalnie dla mnie.
-Kocham Cię, naprawdę... -szepnęłam.
-Ja Ciebie też, ale teraz już śpij. -zgasiła lampę stojącą na szafce nocnej i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
To był naprawdę dobry dzień, oby było ich więcej, dużo więcej.

2 komentarze:

  1. Super!
    Mam jednak jedno zastrzeżenie, jak Julian może być bratem Klary jak to syn jej cioci?
    Pisz następne rozdziały, bo nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej części, o ile dobrze pamiętam, że nie wykasowałam tego zdania, bohaterka mówiła, że tak naprawdę Gabrysię traktuje jak matkę, a jej syna jak brata. Klara znalazła się w tym momencie w takie sytuacji, że nie zwracała uwagi na słowa, a Alexander być może wiedział coś więcej albo nie znał całej prawdy (mógł myśleć, że Gabi i Joseph byli kiedyś parą, a dziewczynka jest owocem tego związku). Nie chcę, żebyście snuli jakiekolwiek domysły, bo nie na tym rzecz polega.
      Bardzo dziękuję za komentarz,
      Olienne :)).

      Usuń

Serdecznie zapraszam do komentowania, nawet jeśli ma być to krytyka. Każdą wskazówkę, poprawkę biorę sobie do serca, co pozwala być co raz lepszą w tym, czym się zajmuję. Ty także możesz mi pomóc.