czwartek, 5 grudnia 2013

"Z piekła do raju": Rozdział I: "Dziecko w ciemności"

Jest wieczór. Za oknem pada deszcz, drobne krople rozbijają się o żelazny parapet, robiąc przy tym sporo hałasu. Niebieskie światło rozproszone przez szklane półki witryny tworzy na kremowej ścianie równe szaro-błękitne pasy, a w łóżku leżę Ja. Chora , otoczona kilkoma paczkami chusteczek, z komputerem na kolanach i w towarzystwie dość dużego, białego misia, którego otrzymałam w prezencie. W tym niepozornym miejscu i sytuacji powstaje coś ważnego dla mnie - moje pierwsze opowiadanie, które ujrzy światło dzienne. Uroki jesieni sprzyjają tworzeniu, ukazywaniu świata z perspektywy nic nieznaczącej jednostki. Drodzy Państwo, chciałabym przedstawić Wam dziecko  mojej wyobraźni, Klarę Schiller.

Rozdział 1

"Dziecko w ciemności"



Jako dziecko, często zastanawiałam się jak to jest tą tolerancją, o której tyle się mówi ostatnimi czasy. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie są zabijani z powodu narodowości.  Uważałam to za anomalię. Kiedy rozpoczęła się II wojna światowa miałam dokładnie 13 lat i nie do końca rozumiałam to, co działo się na ziemiach polskich. Mój ojciec był szefem jakiejś organizacji związanej z Gestapo. Nigdy nie wnikałam w to, czym się dokładnie zajmował. Jak to mówią, im mniej wiem, tym mniej parzy. Moja mama zmarła, gdy miałam 5 lat. Pamiętam ten dzień, jakby zdarzył się wczoraj. Nie przyszła rano obudzić mnie, więc ja poszłam do niej. Leżała na łóżku - zimna i blada. Ojciec już pół roku później znalazł sobie inną kobietę. Nazywała się Cynthia i była Irlandką. Nie mogę powiedzieć, że była zła – była po prostu egoistką i często, czasami nawet nieświadomie, działała na naszą szkodę. Miała szczupłą figurę, krótkie kręcone blond włosy i duże niebieskie oczy. W momencie związania się z moim tatą była matką 10-letniej Roxany, która była jeszcze gorsza niż Cynthia. Często knuły przeciwko mnie. W pewnym momencie udało im się namówić tatę, żeby się mnie pozbyć. Odesłał mnie do siostry mojej Mamy, Gabrysi. Była lekarzem. Mieszkałam u niej, w Warszawie, przez 6 lat. Kochałam ją dokładnie tak samo jak Mamę - była przy mnie, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Potem Cynthia urodziła bliźnięta - Martina i Helgę, którymi kazała mi się opiekować. To właśnie wtedy Tata pokłócił się z Ciocią i zabronił mi jakichkolwiek kontaktów z nią. Nikogo o to nie winiłam, konflikt interesów, ot co. Musiałam wrócić do Berlina. Na szczęście nie na długo. W październiku 1939 roku przeprowadziliśmy się do stolicy Polski. Dalej nie mogłam odwiedzać Gabrieli, ale wiedziałam, że mogę spotkać ją na ulicy. Sama świadomość tego dodawała mi sił. Dzięki temu, że byłam córką generała Josepha Schillera, miałam wstęp na Pawiak, z czego często korzystałam. Uparcie szukałam „namiastki mojej Mamy”, ale nigdy nie udało mi się jej spotkać. Nie przestawałam wierzyć. Chodziłam po mieście, szukałam jej domu, ale nie potrafiłam odnaleźć się w Warszawie. Wszystko było obce, zupełnie inne niż zapamiętałam. W końcu zaczynałam tracić nadzieję i godzić się z rozłąką. Czasami wydawało mi się, że to był tylko sen, a ona sama rozpłynęła się jak mgła na wietrze. Bywało też tak, że myliłam ją z przypadkowymi ludźmi. Nastał nawet moment, kiedy myślałam, że nie żyje. Wtedy chodziłam po cmentarzach i zapalałam znicze na grobach masowych. Bałam się, że zapomnę jej wyglądu, jej głosu aż w końcu zniknie z moich wspomnień.
Pamiętam także Jej jedynego syna, Juliana. Był on starszy ode mnie o około 7 lat. Kiedy mieszkałam w Warszawie, traktował mnie jak młodszą siostrę. Po prostu dbał o mnie, jak o pełnoprawnego członka rodziny. Do tej pory jestem mu za to niesamowicie wdzięczna, bo przez tyle lat, spotkałam naprawdę niewiele osób, którym by na mnie zależało.

Marzec 1940 r.

Dałam sobie spokój, przestałam szukać, ale nie tęsknić. Pewien marcowy dzień zupełnie przewrócił moje życie do góry nogami. Pamiętam, że padał rzęsisty deszcz, a ja dostałam informację o kolejnym transporcie na Pawiak. Postanowiłam spróbować. Mimo zakazu nałożonego na mnie przez Cynthię, założyłam czerwony płaszcz i wyszłam. W drzwiach minęłam oficera, który musiał być nowym współpracownikiem mojego Taty - nigdy wcześniej go nie widziałam. Przede wszystkim moją głowę zaprzątała Gabrysia, nic innego mnie nie obchodziło. Szłam ulicami prawie doszczętnie zniszczonej Warszawy - mimo wszystko wciąż była piękna. Po drodze rozmyślałam nad tym, jak teraz wygląda, czy rozpoznam Ją, a przede wszystkim, czy Ona pamięta mnie. Bałam się, a zarazem cieszyłam jak dziecko. Kiedy znalazłam się przed bramą, westchnęłam i wyjęłam dokumenty. W głębi duszy modliłam się, żeby tam była.
Na korytarzu stał oficer Alexander von Spritz, który często bywał w naszym domu.
-Klara ? Co Ty tutaj robisz ? -zapytał z nutką zdziwienia.
-Dzień dobry, Panie Oficerze. Szukam mojej Cioci, Gabrieli Zarembskiej, wie Pan może cokolwiek na jej temat ? -przygryzłam wargę, licząc na pozytywną odpowiedź.
-Też jej szukam. Gdy będę mógł Ci pomóc, na pewno dam Ci znać.
Byłam rozczarowana, może dlatego, że liczyłam na zbyt wiele ? Przynajmniej miałam pewność, że to nie był mistyczny sen. Obiecałam sobie, że będę czekać do samego końca.
-Dziękuję... -szepnęłam.
-Klarcia, nie przejmuj się. -dotknął mojego ramienia. -Gabrysia jest niezwykle silną kobietą, poradzi sobie ze wszystkim.
-Tak... -zerknęłam na niego i powtórzyłam pewniej.
Odwiózł mnie do domu. Nie mogłam nadziwić się, że jakikolwiek wojskowy mógł być tak dobrym człowiekiem. Alex przez tyle lat nie przyjął ani jednego rozkazu wykonania wyroku śmierci. Przekazywał je dalej. Pomagał także więźniom. Zabierał ich pod przykrywką przesłuchania, a w rzeczywistości dostarczał jedzenie. Nie bał się, że będzie musiał przypłacić to życiem. Swoje zdanie utrzymuję do dzisiaj. Tym bardziej, że w przyszłości udało mi się poznać go bliżej.
Weszłam do domu, w którym zastałam zapłakaną macochę, wylewającą żale w ramię Taty. Ojciec wstał, a Cynthia uśmiechnęła się triumfalnie.
- Czy Ty masz pojęcia jak się o Ciebie martwiła ? -na te słowa przewróciłam oczami. - Za karę nie dostaniesz kolacji, a jutro zajmiesz się dzieciakami. Teraz do pokoju, biegiem ! -krzyknął.
Mimo tego, że byłam bardzo wrażliwa na krzyk, nie przejęłam się jego reakcją. W tej chwili miałam ważniejsze priorytety. Może gdybym była w innej sytuacji, zachowałabym się zupełnie inaczej.
Poszłam posłusznie do pokoju i zajęłam się sobą. Postanowiłam zrobić coś pożytecznego. Rozpakowałam rzeczy Mamy i powiesiłam je w mojej szafie. Wciąż pachniały jej perfumami, przez co miałam wrażenie, że jest obok mnie. Znalazłam także zdjęcie obu sióstr. Już po chwili, oprawione w piękną porcelanową ramkę stało na moim biurku. Kiedy skończyłam, rodzina właśnie siadała do stołu. Poznałam to po brzdęku sztućców, którymi dzieci uderzały w talerze. Nie miałam ochoty schodzić do nich, więc nie żałowałam mojej kary.
Czekałam na jakikolwiek znak od Alexa. Nic, cisza. Jedna, wielka pustka.

Maj 1940 r.

Przez kilka tygodni Alexander nie dawał żadnego znaku życia. Odezwał się do nas dopiero na początku maja. Właśnie wychodziłam z lekcji śpiewu, kiedy zobaczyłam czarnego mercedesa stojącego przed budynkiem. Opierał się o niego przystojny, około 40-letni oficer. Uśmiechnął się na mój widok i gestem zawołał do siebie. Podeszłam szybko z nadzieją, że ma dla mnie dobre wieści.
-Dzień dobry. –rzuciłam radośnie.
-Dzień dobry. Jak minął dzień ? –on także miał dobry humor.
-Dość dobrze. Mam nadzieję, że ma Pan dla mnie jakieś  dobre wiadomości.
- Znalazłem ją.
Moje usta mimowolnie rozchyliły się. Byłam w szoku, bo tak naprawdę sama nie wierzyłam, że kiedyś się uda. A jednak. Chciałam spotkać się z nią jak najszybciej, ale Spritz przygasił moją impulsywność.
-Nie myślałam, że będą aż tak dobre. -wykrztusiłam.
-Wieczorem będą tylko strażnicy i ja, wtedy będziesz mogła się z nią spotkać. –otworzył mi drzwi do samochodu. –Wsiadaj, zaproponowałem Twojemu Tacie, że odwiozę Cię po zajęciach do domu.
-Dziękuję, nie mam pojęcia, w jaki sposób się Panu odwdzięczę. A proszę mi uwierzyć, że to spotkanie jest dla mnie niesamowicie ważne. –wsiadłam i odetchnęłam z ulgą.
Teraz miałam przynajmniej pewność, że żyje, a spotkanie z nią, było dla mnie szczytem marzeń.
Przez całą drogę nie odezwaliśmy się ani słowem. Kiedy zobaczyłam ogród mojego domu, moje serce jakby zabiło mocniej i szybciej. Wiedziałam, że już niedługo będę mogła dostać to, na czym tak bardzo mi zależało. Bezpośrednio poszłam do sypialni. Chociaż wiedziałam, że w tym momencie wygląd nie będzie ważny, chciałam zaprezentować się przed Gabrielą jak najlepiej. Chciałam, żeby wiedziała, że jej nauka i czas, który dla mnie poświęciła, nie poszedł na zmarnowanie. Modliłam się, żeby czas zaczął mknąć jak szalony. W pewnym momencie zostałam zawołana na obiad. Odmówiłam zejścia do jadalni - ze stresu wcale nie byłam głodna. Przez cały czas grzebałam w szafie, poszukując czegoś odpowiedniego. Włosy zakręciłam na wałki, po czym przednie kosmyki ściągnęłam spinką w cienki kucyk.  Nawet nie zauważyłam, kiedy musiałam już wychodzić. Cichutko zapukałam do drzwi gabinetu Ojca, po czym niepewnie nacisnęłam klamkę. Musiałam kłamać, a On był niesamowicie podejrzliwy. Czegóż innego można było spodziewać się po Gestapowcu? Przełknęłam gulę stojącą w moim gardle i weszłam, próbując ukryć drżące dłonie w kieszeniach swetra.
-Dzień dobry, Tato. -szepnęłam, a Ojciec podniósł wzrok znad dokumentów. -Zostałam zaproszona przez panią Glorię do opery, chce mi pokazać śpiew operowy. Czy mogę pójść ?
-Ta Twoja nauczycielka muzyki, tak ? -skinęłam twierdząco głową. -Idź, ale jeśli skończy się po 22, masz wyjść wcześniej.
-Oczywiście, Tato. -odpowiedziałam i wyszłam.
Ulżyło mi niesamowicie. Ile sił w nogach, pobiegłam na Pawiak. Kiedy weszłam do budynku, coś zaczynało się dziać. Słychać było krzyki strażniczki, a na korytarzu panowało zamieszanie. Już w powietrzu było czuć, że nie szykuje się nic dobrego. Zapukałam do gabinetu Alexa. Siedział przy biurku i szukał jakichś papierów.
-O, już jesteś. -podniósł się z krzesła i założył czapkę, która do tej pory leżała na blacie. -Chodź ze mną.
Wyszliśmy, po czym pokierowaliśmy się na drugie piętro. Kilkanaście kobiet stało pod ścianą ze spuszczonymi głowami. Po policzkach niektórych z nich ciekły krople słonych łez. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się znajoma twarz. Kobieta została wypchnięta z celi i rzucona na ziemię. Podbiegłam do Niej, a Ona podniosła głowę. Była nadzwyczaj spokojna. Chętnie skorzystała z mojej pomocy przy wstawaniu po czym spojrzała mi w oczy. Dziwnym trafem była to Gabrysia. Nie wierzyłam w takie zbiegi okoliczności, a jednak ! Dotknęła lodowatą dłonią mojego prawego policzka, po czym mocno przytuliła mnie do swojego ciała. Czułam jak po jej policzku spływa pojedyncza łza.
-Klareńko, kochanie... -szepnęła.
Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Tkwiłam w jej uścisku, póki ktoś nie złapał mojego nadgarstka i mocno nie pociągnął. Gabriela została uderzona pałką w brzuch, co sprawiło, że zgięła się w pół, a ja chciałam jak najszybciej ulżyć jej w bólu. Rzuciłam się w jej stronę, ale ktoś powstrzymał mnie, mimo moich sprzeciwów i głośnych krzyków. W tym momencie wparował Alexander.
-Berta, zostaw ją ! -chwycił za ramię strażniczkę, jednak ona nawet nie planowała mnie uwolnić.
-Alex, co oni jej robią ?! Pomóż, błagam uratuj ją ! -wrzeszczałam z nadzieją na jakąkolwiek pomoc z Jego strony, wijąc się niemiłosiernie.
-Klara ! -przytulił mnie do siebie,wyrywając moje sparaliżowe strachem i histerią ciało, ale to w żaden sposób nie uspokoiło mnie. -Nie mogę, rozumiesz ? Klareńka, chcę, ale nie mogę !
Berta zarządziła wyjazd. Wszystkie kobiety szybkim krokiem wyszły, tylko Ciocia oglądała się za siebie. Alexander uwolnił mnie z objęć.
-Wyciągnę Cię stamtąd, słyszysz ? Nie pozwolę Cię krzywdzić ! -krzyczałam jeszcze głośniej niż wcześniej.
Ciocia odwróciła się w moją stronę, pokiwała głową i zasłoniła usta dłonią, aby pohamować płacz. Nie mogłam znieść faktu, że von Spritz nie zareagował. Przecież zapewniał, że chce mi pomóc, a teraz co ? Wycofał się, przestraszył ? Próbowałam tłumaczyć sobie jego zachowanie, ale było ono wręcz niewytłumaczalne. Chyba go przeceniałam. Teraz musiałam kombinować, w jaki sposób mogę jej pomóc. Było to o wiele trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.
-Przepraszam... -Alex wrócił do siebie, zostawiając mnie samą.
Targało mną mnóstwo sprzecznych uczuć - jedne sprawiały, że miałam ochotę zabić tego człowieka, ale z drugiej strony chciał mi pomóc. Byłam pewna, że chociaż dzisiaj się nie udało, będziemy próbować ponownie. Pełna złości wybiegłam na zewnątrz. Usiadłam na schodach i ukryłam twarz w dłoniach. Czułam jak moje ciało oblewa fala zimnego potu, a ręce mimowolnie zaczynają drżeć. Miałam wrażenie, jakby ktoś rozrywał moją skórę kawałek po kawałku, a ona regenerowała się, przysparzając mi tym samym ból nie do opisania. Nie chciałam płakać. Łzy są oznaką słabości, na którą nie mogłam sobie pozwolić. Cała ta sytuacja stawała się dla mnie walką, walką o przetrwanie, walką o życie. Wstałam i nabrałam powietrza. W tym momencie poczułam drzemiąca we mnie siłę, która sprawiała, że mój rozum krzyczał „Bądź twarda, przecież możesz być ze stali, jeśli tylko tego zechcesz !”. Wróciłam do domu w zupełnie innym nastroju, niż podczas opuszczania jego murów. Chciałam iść bezpośrednio do mojej sypialni, jednak na korytarzu spotkałam Ojca.
-Już jesteś ? -zapytał zdumiony. -Jak było ? -był śmiertelnie poważny.
Obawiałam się, że poznał prawdziwy powód mojego wyjścia, ale postanowiłam dalej ciągnąć moje kłamstwo.
-Wspaniale. Naprawdę utalentowani śpiewacy, szkoda tylko, że zakończenie było pełne łez. -uśmiechnęłam się najradośniej, jak tylko potrafiłam.
Chyba nie byłam dość wiarygodna. Tata otworzył drzwi do kuchni i skinieniem głowy, kazał mi wejść do środka. Usiadłam niepewnie na krześle, licząc na najgorsze.
-Pani Gloria przyniosła jakąś teczkę dla Ciebie. -pobladłam. -Z kim byłaś ?
-Tak, niestety, Gloria nie mogła iść ze mną, więc poprosiła o to swoją córkę. -próbowałam kręcić.
-Ona nie ma dzieci w Warszawie. -spojrzał na mnie, jakby wyobrażał sobie moje katusze. Sprawiało mu to niesamowitą przyjemność. Postanowił drążyć temat dalej. -Jej syn jest w Berlinie. Z kim byłaś ? -ostatnie zdanie wypowiedział twardo i głośno.
-Claudia została przedstawiona mi jako jej córka, naprawdę. -przywołałam pierwsze lepsze imię, jakie przyszło mi na myśl.
-Kłamiesz ! -był wściekły, jak nigdy. -Gloria nic nie wie na ten temat, poza tym wszystkie opery i teatry są dzisiaj nieczynne ! -uderzył mnie w policzek z otwartej dłoni.
Nigdy nie powiedziałabym, że może się tak zachować. Uniósł mnie za ubrania w taki sposób, że nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości, a palce moich stóp z ledwością dotykały podłogi.
-Gdzie byłaś, do cholery ? Odpowiadaj jak pytam ! -wrzasnął i kolanem uderzył w mój brzuch.
Wypuścił mnie z rąk, sprawiając, że upadłam na ziemię. Zwinęłam się w kłębek licząc na to, że chociaż odrobinę złagodzę ból. „Tylko nie płacz” - powtarzałam sobie w myślach, patrząc na poczerwieniałą ze złości ojcowską twarz.
-Wstawaj ! -podniosłam się, opierając plecy o ścianę.
Joseph podszedł do mnie i zaczął targać mną za ramiona. Zaprzestał, kiedy po moich policzkach pociekły pierwsze łzy. W tym samym czasie w drzwiach pojawił się Alexander.
-Co się patrzysz ?! Ma zakaz wychodzenia z sypialni, pilnuj jej ! -krzyknął i wyszedł.
Alex wyciągnął rękę w moją stronę, a kiedy podeszłam, objął mnie ramieniem. Nie mam pojęcia, jak długo obserwował całą sytuację. Nie odezwawszy się ani słowem, zaprowadził mnie do pokoju. Nie miałam siły zupełnie na nic. Na chwilę położyłam się na łóżku, nie do końca zdając sobie sprawę, z tego, co zdarzyło się przed chwilą. W tym momencie zastanawiałam się, jakby to było, gdyby Mama żyła. Czy Ojciec też stałby się takim tyranem ? Czy też był to wpływ Cynthii... Moje rozważania przerwała ta właśnie kobieta.
-Myć się i spać. -warknęła po czym zniknęła za drzwiami.
Po kąpieli, w samym ręczniku stanęłam przed lustrem, żeby rozczesać mokre włosy. Dotknęłam mojego barku, który był splamiony ciemnym sińcem. Kilka krwiaków szpeciło także moje obojczyki. Bałam się spojrzeć na rany znajdujące się na brzuchu, dlatego przebrałam się szybko i niepostrzeżenie wślizgnęłam do łóżka. Długo nie mogłam usnąć. Przekładałam się z boku na bok, a sen wciąż nie chciał przyjść. Słyszałam tylko jak Tata oddelegowuje Spritza. Znudzona poszłam do łazienki, której ściana graniczyła z sypialnią Josepha i Cynthii. Mimo późnej pory, nie spali. Słyszałam ich rozmowę, która nigdy nie powinna dotrzeć do moich uszu.
-Cynthia, kochanie, nie mogę jej oddać ot tak, bez powodu. I tak skrzywdziłem ją dzisiaj na Twoje żądanie ! Wychowałem ją i...
-Co mnie to obchodzi ? Ma zniknąć z naszego domu ! Przecież musi mieć jakąś rodzinę. I znajdź mi dobrego lekarza, chyba jestem w ciąży...
-Dobrze. Siostra Beatki jest lekarką, ściągnę ją dla Ciebie, a potem obie odeślę.
-Tylko szybko. Nie chcę, żeby przeniosły jakieś choroby, wszy czy inne polskie cholery.
-Oczywiście.
Zasłoniłam usta dłonią. Czy oni powariowali ? Dobrze, że nie postanowili od razu wywieźć mnie do Oświęcimia ! Teraz było pewne, że do rana nawet nie zmrużę oka. Całą noc ich słowa chodziły mi po głowie. Wiem, że Ojciec jeszcze przed nastaniem jutrzenki wykonał telefon w sprawie Cioci. Bałam się. Bałam się, jak nigdy wcześniej. Przysnęłam dopiero, kiedy zaczynało się rozwidniać. Przyśniła mi się Mama, która kazała mi uciekać. Byłyśmy w lesie, a ja nie miałam pojęcia, w którą stronę biec. Pamiętam, że kazała mi także odnaleźć Gabrysię, twierdząc, że tylko przy niej mogę być bezpieczna. Do codziennej rzeczywistości przywróciła mnie Roxana.
-Wstawaj, Ojciec Cię woła ! -krzyknęła nad moim uchem.
Nigdy nie zdarzyło mi się doprowadzić się do porządku w takim tempie. Kiedy zeszłam na dół, wszyscy siedzieli już przy stole.
-Przygotuj jakieś najgorsze rzeczy Mamy dla nowej lekarki. -zerknął na żonę. -A teraz siadaj i jedz.
Nim odnaleziono Gabrielę minęło kilka miesięcy. Przez cały ten czas siedziałam jak na szpilkach i modliłam się, żeby to była ona. Doskonale pamiętam dzień, kiedy przywieziono ją do naszego domu. Widać było, że ktoś zadbał o jej wygląd. Została dokładnie przygotowana – schludne ubranie, świeżo umyte włosy spięte w wręcz idealny kok, zadbane dłonie.
Na jej przyjazd cała rodzina została wezwana do salonu. Została wprowadzona w towarzystwie dwóch strażników. W jej oczach widziałam strach i chęć ucieczki. Jej ciało drżało, a usta nie wyrażały żadnych emocji. Gdybym mogła od razu pobiegłabym do niej. Nawet zerwałam się w jej kierunku, ale Ojciec złapał mnie za rękę i zbliżył usta do mojego ucha.
-Zostaw, to jest brudna Polka. Masz się trzymać od niej z daleka. -szepnął przez zaciśnięte zęby.
-Pani Doktor Gabriela Zarembska. -jeden ze strażników przedstawił kobietę.
-Witam. To jest moja żona, Cynthia, którą będzie się Pani zajmować. A to dzieci. -wskazywał ręką po kolei. -Roxana, Martin, Helga. I ta, Klara.
Przełknęłam gulę, stojącą w moim gardle, żeby pohamować wzruszenie. Nie obchodziło mnie nawet to, że zapomniał mojego imienia.
-Córka zaprowadzi Panią do pokoju i da jakieś rzeczy. -skinął głową.
-Proszę za mną. -szepnęłam. Wraz z nią ruszyli oficerowie. -Proszę tu zostać, ufam tej Pani. -powiedziałam przed drzwiami sypialni.
Położyłam palec na usta,uciszając kobietę. Zdawałam sobie sprawę, że ściany mają uszy. Wyjęłam kilka ubrań Mamy, Jej szczotki i buty.
-To jest najpiękniejsza sukienka Mamy. -wskazałam na rozkloszowany strój w kolorze granatowym, pokryty białymi grochami. -Przyjdę do Ciebie, kiedy będziemy same w domu. Uważaj, tutaj każdy wszystko widzi i słyszy.-szepnęłam i przechodząc obok niej, palcami musnęłam jej dłoń.
Moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Takie upewnienie, że już nie jestem sama. Że już nie muszę bać się niczego. Że jest blisko mnie ktoś, kto obroni mnie przed złem całego świata.
Otworzyłam drzwi i zaprowadziłam ją do jej sypialni. Widziałam, że nie do końca mi ufa. Niepewnie weszła do środka, oglądając się za siebie co chwilę. Przechodząc przy łóżku, przejechała ręką po pościeli i podeszła do okna.
-Po co tak naprawdę mnie tu ściągnął ? -po raz pierwszy usłyszałam jej głos.
Był naprawdę anielski - taki delikatny i czuły, a zarazem pełen strachu. Nieco inny niż zapamiętałam.
Nawet nie oderwała wzroku od krajobrazu. Zbliżyłam się do niej, położyłam prawą dłoń na jej prawym ramieniu, a głowę oparłam o drugie.
-Ciociu... -zająknęłam się, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. -Będzie dobrze, zobaczysz.
-Proszę się odsunąć ! Generał zabronił tak bliskich kontaktów. -usłyszałam głos strażnika.
-Wiedziałam, że Pan cały czas patrzy, oficerze. -powiedziałam beznamiętnie. -Taka próba Pana lojalności, sam Pan rozumie. -skłamałam.
Mężczyzna był zszokowany moimi słowami. Próbował nawet coś powiedzieć, ale nie mógł tego wydusić. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie, wiedząc, że ciągle przyjmuje rozkazy śledzenia mnie i nawet nie próbuje tego ukrywać.
-Do zobaczenia, Pani Doktor. -puściłam jej perskie oczko, a Ona pokiwała głową. -Nieładnie podsłuchiwać, oficerze. -szepnęłam wychodząc.
Teraz byłam pewna, że nie przekaże informacji o tym zdarzeniu Ojcu. Wróciłam do sypialni, mijając się po drodze z Roksaną. Uśmiechnęłam się do niej dominująco. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, a może i obrzydzeniem i przeszła dalej. Siadłam na łóżku, wzięłam w dłoń zdjęcie mojej matki i przetarłam je ręką. Wydawało mi się, że uśmiecha się jakby szerzej, niż zwykle.
-Jesteśmy bezpieczne, Mamo. -szepnęłam.
Gdyby ktokolwiek widział to zdarzenie, uznałby mnie za osobę z urojeniami - rozmawiałam z rzeczą martwą, ba, nawet liczyłam na jej reakcję. Na szczęście byłam sama. I przez dłuższy czas uniemożliwiono mi wszystkie kontakty, nawet z domownikami.



PS Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale wreszcie się udało. Chętnie poznam wasze opinie nie tylko co do treści, ale także  dotyczące gramatyki, interpunkcji, składni i tak dalej. Zachęcam także,  do podrzucania pomysłów na dalsze losy bohaterki :).
ŚciskamWas serdeczne w te chłodne dni,
Olienne.

1 komentarz:

  1. Cudowne! Dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania. Zazdroszczę talentu. Czekam na ciąg dalszy z zapartym tchem :D

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie zapraszam do komentowania, nawet jeśli ma być to krytyka. Każdą wskazówkę, poprawkę biorę sobie do serca, co pozwala być co raz lepszą w tym, czym się zajmuję. Ty także możesz mi pomóc.