środa, 21 maja 2014

"Z piekła do raju: Rozdział XII: "Czekam na cud"

  Przed Wami jeszcze jeden rozdział(oprócz tego). Obawiam się, że po finale będzie "długo, długo nic". Nie mam nic w zapasie - brak inspiracji, zauroczenia, nic. Pusty umysł.
Mam nadzieję, że przez to nie stracę chociaż tej garstki czytelników, która jest ze mną teraz. 
Pozdrawiam,
Olienne


Rozdział XII:
"Czekam na cud"

Leżeliśmy na betonowej podłodze. Moja głowa opierała się o jego tors, czułam każdy jego oddech, każde uderzenie serca. Każda minuta zdawała się trwać wieczność. Czekaliśmy, Bóg raczy wiedzieć, na co, ale byliśmy. Im więcej czasu spędzaliśmy w ciszy, tym więcej do mnie docierało. Zaczynałam rozumieć sprawy, słowa, czyny, które wcześniej były dla mnie niezrozumiałe. W gruncie rzeczy, to wszystko co mnie spotkało nie było takie złe. Każda krzywda niosła za sobą porządną lekcję pokory. Raz byłam królową wystrojoną w złotą suknię, a innym razem żebraczką ubraną w połataną sukmanę. Nauczyłam się postrzegać wszystko z różnych perspektyw, pozbyłam się egoizmu, nauczyłam się żyć nie obok ludzi, ale razem z nimi. Nurtowało mnie tylko jedno, jak znalazł się tu Antoni. Niemożliwe, żeby był szpiegiem. Nie on.
-Antek? -mężczyzna mruknął coś pod nosem i otworzył jedno oko. Chyba wyrwałam go ze snu. -Powiedz mi, ale szczerze, co tu robisz ?
Podniosłam się i oparłam plecami o ścianę. Chciałam widzieć każdy grymas jego twarzy, być może z jej wyrazu udałoby mi się cokolwiek odczytać. Milczał. W końcu westchnął i zaczął mówić.
-Naprawdę myślisz, że zawiniłem?
-Ja już nic nie myślę, chcę tylko stąd wyjść. -usiadł obok mnie i mocno przytulił.
-Pamiętasz, gdy poszłaś pierwszy raz do szkoły, tu, w Warszawie ? -zerknął na mnie, oczekując na potwierdzenie. -Był tam nieco starszy od Ciebie Mikołaj Krynicki.
-Pamięt... -urwałam w pół słowa, delikatnie się uśmiechając. -Mój Boże, to byłeś Ty ?
Odwzajemił moją reakcję. W życiu nie pomyślałabym, że ten niski chłopiec, który na każdym kroku kombinował, jak można coś zepsuć czy spłatać figla wyrósł na tak cudownego człowieka. Swego czasu imponował mi, ale nigdy nie przyznałam się do tego. Kiedy rozmawiałam o swojej przyszłości, często przemykał mi jego obraz.
-Tyle lat Cię zaczepiałem, a Ty nawet nie raczyłaś na mnie spojrzeć. -pokręcił głową z niesmakiem.
Dzięki tej rozmowie na chwilę udało mi się oderwać od obecnej sytuacji. Wróciłam na ziemię, kiedy zaskrzypiały drzwi. Zerwaliśmy się na równe nogi, czułam się dokładnie tak, jak wtedy, gdy trafiłam na Pawiak. Tam przynajmniej rozumiałam wszystkie wypowiedzi. Sama nie wiedziałam, gdzie było gorzej. Z jednej strony bolało mnie to, że najbardziej ranią  mnie swoi, a z drugiej czułam się jeszcze gorzej, wiedząc, że tak naprawdę jestem tu sama. Niby razem z Antkiem, a jednak osobno. Chciałam rozpłynąć się niczym poranna mgła, ale cielesność nie pozwalała mi na to.
-Towarzyszu Wornajew, skujcie ją i zaprowadźcie na przesłuchanie. -ton oficera był dość łagodny, spokojny. On sam wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał przez całą noc.
Na dłonie założono mi kajdanki i wyprowadzono na korytarz. Był zupełnie pusty, a panującą cisza mroziła ostatki krwi, płynącej w moich żyłach. Nie  czułam większego strachu, wiedziałam , co mnie czeka, a nawet już raz to przeszłam. Każda służba, czy to Gestapo czy Urząd Bezpieczeństwa miała podobny sposób działania. Skatować człowieka do tego stopnia, aby sam powiedział wszystko, co chcą usłyszeć. Tym razem miałam być twarda, nawet jeśli miałabym przypłacić  to własnym życiem.
W pomieszczeniu znajdował się duży, mahoniowy stół z dwoma krzesłami ustawionymi naprzeciwko siebie. Na nim stała lampa z odsłoniętą  żarówką, popielniczka i paczka rosyjskich papierosów. Przy stole siedział młody mężczyzna, na oko 35-letni. Miał niebieskie oczy, dość ciemne włosy i szczupłą  sylwetkę. Jego spojrzenie było zimne i oschłe. Kazano usiąść mi na drugim krześle i włączono światło.
- Zachowujecie się dokładnie, jak Gestapowcy. Lampa w oczy, przemoc, może jeszcze założycie obozy koncentracyjne? -wypaliłam.
-Towarzyszu Wornajew, zostawcie nas samych. -powiedział po chwili, wyraźnie analizując budowę mojego ciała. Wydaje mi się, że była to próba oceny stosunku naszych możliwości. Chyba doszedł do wniosku, że w razie czego, uda mu się zapanować nade mną.
Kiedy wyżej wymieniony Wornajew opuścił pokój, rozkuł  mnie i poczęstował papierosem.
-Jestem lekarzem, nie palę. -wycedziłam.
-Proszę się nie denerwować, chcę, aby ta rozmowa odbyła się w sposób kulturalny. -powiedział wręcz błagalnie.
Wydawał się być osobą słabą psychicznie, która wszystko próbuje osiągnąć “po dobroci”. Tym bardziej nie budził we mnie strachu. Nie czułam nawet respektu wobec niego.
-Nazywa się pani Klara Schiller, tak? -zapytał cicho.
-Nie. -zaprzeczyłam. -Adrianna Tłuchowska, córka Marianny i Jacka.
Westchnął głęboko i zaczął krążyć po korytarzu. Instensywnie zastanawiał się nad czymś, nie zwracając uwagi na moją obecność. W końcu zbliżył się i przykucnął naprzeciwko mnie.
-Proszę mi uwierzyć, że my znamy prawdę o pani. Zależy nam tylko na tym, żeby pani potwierdziła naszą wiedzę. -nie zwracał się do mnie per Towarzyszko, wie ein Wunder!
Uśmiechnęłam się kpiąco. Co oni mogli o mnie wiedzieć? Nie przeżył prawie nikt, kto znałby mnie przed wojną, a Ci którym darowano życie, nie mogliby mnie rozpoznać.
-Pan nie jest taki jak oni, prawda? -zapytałam głośno, prowokując go. -Pan jest mężczyzną, który boi się, a tylko u boku ZSRR może czuć się bezpiecznie, prawda? Na pewno ma pan matkę, ojca, być może żonę i dzieci. -zerknął na mnie, jakbym o czymś mu przypomniała. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale powstrzymał się. -Więc dlaczego pan to robi? Dlaczego pozbawia pan dzieci ojców, żony mężów, matki synów?
Podszedł do okna, skrzyżował ręce za plecami i wbił wzrok w szybę. Nie spodziewałam się gwałtownej reakcji z jego strony. Pod tą twardą skorupą na pewno skrywało się miękkie serce. Widziałam to w jego oczach. Tak smutnych i osamotnionych.
-Skąd… Skąd pani to wszystko wie? -wyglądał na zaskoczonego. Usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach.
Zrobiło mi się go po prostu szkoda. Podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego ramionach. Podniósł wzrok i oparł głowę o moją rękę.
-Nie jest pani Niemką, proszę powiedzieć, że nie…
Zawahałam się, ale w końcu udzieliłam mu odpowiedzi.
-Nie jestem. Byłam, ale już nie jestem…-zacisnęłam zęby, próbując pohamować napływające do moich oczu łzy, spowodowane wspomnieniami.
-Zabili moją córkę i żonę… Boże, były takie piękne. -wstał i podszedł do drzwi, po czym przekręcił klucz. -Natasza i Sonja. Sonja miała 8 lat, a oni bestialsko zabrali ją z domu, zabijając matkę na jej oczach. Zgwałcili ją…Rozumie pani? Ośmioletnie dziecko było potraktowane jak dziwka dla szwabskich ochlajusów! -wrzasnął.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Poczułam się, jakby to moje dziecko było na miejscu tej dziewczynki.
-Mogę wiedzieć, jak ma pan na imię?
-Gieorgij. -wyszeptał, otwierając barek. Nalał sobie koniaku i odwrócił się w moją stronę. -Napije się pani? Zapomniałem, lekarz. -westchnął, kręcąc szklanką.
-Gieorgij, posłuchaj, możesz nas uwolnić? Przecież nie możesz zachowywać się jak gestapowiec. -próbowałam wziąć go na litość.
-Nawet tak nie mów… Jeżeli zwolnię was przed upływem 24, będą coś podejrzewać. Jutro rano będziecie wolni. -uśmiechnęłam się i objęłam go.
-Dziękuję. -odsunęłam się szybko, czując jego zmieszanie. -Przepraszam.
Gieorgij uśmiechnął się i pokręcił głową. Osobiście odprowadził mnie do celi.
Antoni stał pod ścianą, a kiedy zobaczył mnie w drzwiach przymknął oczy i odetchnął głęboko. Kiedy wojskowy wyszedł, podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Nigdy nie cieszyłam się tak na jego widok, jak w tamtym momencie.
-Będziemy wolni. -wyszeptałam.
Zapach jego ciała obezwładniał moje zmysły, powodując, że myślami uciekałam poza mury więzienia. Chciałam znów móc biegać i szaleć ponad siły. Nie, wróć. Chciałam, żebyśmy robili to razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie zapraszam do komentowania, nawet jeśli ma być to krytyka. Każdą wskazówkę, poprawkę biorę sobie do serca, co pozwala być co raz lepszą w tym, czym się zajmuję. Ty także możesz mi pomóc.