piątek, 2 maja 2014

"Z piekła do raju: Stary Kufer": "Wspomnienia Jacka"

"Z piekła do raju: Stary Kufer":
 "Wspomnienia Jacka"




Kilka dni temu przybyliśmy do Warszawy. Ada musiała podjąć studia, żeby zapewnić sobie “dobrą przyszłość”. Przystała na naszą propozycję, żeby pójść na medycynę - spełniamy się, udzielając jej wykładów tak, jak robiliśmy to kiedyś na uniwersytetach. Od czasu do czasu w naszym domu pojawiają się inni profesorowie oraz studenci, którzy potrzebują korepetycji. Na prośbę Adrianny udało mi się skontaktować z moim dawnym znajomym, który obecnie prowadzi zakład pogrzebowy. Potajemnie wyrobił nam tabliczkę z imieniem i nazwiskiem Gabrysi. To naprawdę dobry i honorowy człowiek. Wiem, że możemy mu zaufać - razem pracujemy w Podziemiu.
-Tato, możemy już iść ? Błagam… -Adriana bardzo niecierpliwiła się na wizytę na cmentarzu. Momentami zachowywała się jak małe dziecko, ale wiem, że potrzebowała i takiego powrotu.
-Zaczyna zmierzchać. -dorzuciła Marysia, tym samym popierając córkę.
-Dobrze, zatem chodźmy. -razem z Małą założyliśmy buty i kurtki. Dołączyła do nas Marysia.
-Kochanie, może zostaniesz w domu ? -pogłaskałem jej policzek wierzchem dłoni. Rumieńce, które były wynikiem wzrostu poziomu adrenaliny sprawiały, że wydawała się być jeszcze piękniejsza. Ale przecież nie tylko za to ją kochałem. -Co jeśli nas złapią ? Musisz zostać, żeby w razie czego wyciągnąć nas.
-Zawsze wykluczacie mnie ze swoich planów. -prychnęła obrażona.
-Maryś… -chwyciłem jej dłoń i zaciągnąłem do kuchni. Przycisnąłem ją swoim ciałem do frontu szafki. -Jeśli coś Ci się stanie, zabiję się… -pocałowałem jej dłoń.
Spojrzała mi w oczy, przeszywając na wskroś całą mą duszę. W końcu westchnęła i odwróciła głowę w drugą stronę. Czułem się okropnie, jakbym zadał jej cios prosto w serce - przecież ja tylko chciałem ją chronić.
-Marysieńko -zacząłem. Maria rzuciła się w moje ramiona, próbują ukryć każdą łzę. Doskonale wiedziałem co wróciło. Strach gromadzący się przez te wszystkie lata nigdy nie uszedł z niej. Piętrzył się wciąż i wciąż. Była tak krucha, delikatna.
Musnąłem ustami jej policzek, składając na nim ciepły pocałunek. Ręce położyłem na plecach, poruszając nimi, aby poczuła się pewniej. To co kochałem najbardziej skryte było w moich ramionach. Tyle razy ludzie próbowali wyrwać mi ten skarb, ale zawsze walczyłem o niego.
-Jacek ? -szepnęła, zwracając moją uwagę. -Kocham Cię…
-Ja Ciebie też kocham, skarbie. -pocałowałem jej włosy. -Nie wychodź dopóki nie wrócimy.
Kochałem w niej dosłownie wszystko poczynając od czekoladowych oczu, przez blond włosy, wąski nos i uroczy uśmiech aż po ciepły głos i nieskazitelny charakter. Kim mogła być kobieta, która spędziła ze mną tyle lat i nie znudziła się przy tym ani ona ani ja ? Tylko aniołem.
-Musimy już iść. -ponownie pocałowałem jej policzek. Gdybym wiedział, że Ady nie ma w domu, trwałbym w tym uścisku całe życie.
Odsunęliśmy się, wydając z siebie tylko cichutkie westchnienie. Słyszałem jak Adrianna przestępuje z nogi na nogę. Uśmiechnąłem się do Marysi i znów pogłaskałem jej policzek. Po ponad 25 latach małżeństwa, wciąż trudno było rozstać się nawet na chwilę.
-Idźcie, żeby wrócić przed godzinę policyjną, już! -ponagliła nas moja żona.
-Właśnie taką Cię lubię. -wyszliśmy na korytarz. Kiedy na jej ustach pojawił się uśmiech, poczułem się o wiele pewniej. -Chodź, Adziu, szybciej wrócę do mamy.
Wyszliśmy na  ciemną ulicę. Lampy dopiero zaczynały się rozgrzewać, a do cmentarza był spory kawałek. Wszyscy ludzie, których mijałem na ulicy, wydawali mi się być podejrzani. Przeżyłem dwie wojny światowe - czego mogłem się spodziewać ?
Brama cmentarza była uchylona. Weszliśmy cichutko i odnaleźliśmy grób. Dobrze, że znajdował się blisko wejścia. Zbliżyłem zapalniczkę do wiszącej już tabliczki, a kiedy upewniłem się, że to tu, drugą przywiązałem kawałkiem drutu do krzyża. Zapaliliśmy znicz i pomodliliśmy się. W oczach córki widziałem strach. Nic dziwnego, sam także miałem gęsią skórkę. Nie chciałem pospieszać jej, ponieważ doskonale wiedziałem, jak bardzo cierpi. Brakowało jej ciotki. Położyłem dłoń na jej ramieniu i zaproponowałem, żebyśmy wrócili do domu. Zgodziła się - była tak cicha i spokojna…Przez całą drogę nie odezwała się ani słowem. Wydawało mi się, że coś jest nie tak, ale to Marysia lepiej załatwiała takie sprawy. Po przekroczeniu progu zdjęła kurtkę i poszła do siebie. Marianna ruszyła za nią, jednak zatrzymałem ją. Oboje widzieliśmy, że chce być sama. Wykąpaliśmy się i położyliśmy w łóżku. Marysia położyła głowę na mojej klatce piersiowej. Intensywnie o czymś myślała.
-Czy robię coś źle ? -zaczęła, zerkając na mnie.
-W związku z Adrianą ? -przytaknęła. -Nie wydaje mi się. Musisz zrozumieć, że została samiuteńka. W gruncie rzeczy ma tylko nas.
-Ale w Krakowie wydawała się być zupełnie inna. -przegarnąłem włosy z jej twarzy.
-Wychowała się niedaleko stąd, wszystkie wspomnienia wróciły. -próbowałem wytłumaczyć żonie.
Maria pokiwała głową i przytuliła się do mnie. Objąłem ją i wyciągnąłem dłoń w kierunku lampki nocnej, aby zgasić ją.
-Nie gaś. -szepnęła.
Spojrzałem na nią, nie do końca wiedząc o co chodzi. Martwiła się - bardzo dobrze ją rozumiałem, ale co mogłem zrobić? Przytuliłem ją mocniej i poprosiłem żeby spróbowała usnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie zapraszam do komentowania, nawet jeśli ma być to krytyka. Każdą wskazówkę, poprawkę biorę sobie do serca, co pozwala być co raz lepszą w tym, czym się zajmuję. Ty także możesz mi pomóc.